Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Biografie i Wspomnienia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Biografie i Wspomnienia. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 6 maja 2021

Rowerem przez II RP


Bernard Newman 

 
ZNAK - 2021









Niezwykła podróż po kraju

     Angielski obieżyświat Bernard Newman odbył w 1934 roku „Niezwykłą podróż po kraju, którego już nie ma”, a wrażenia z wyprawy opisał w reportażu zatytułowanym „Rowerem przez II RP” (oryginalny tytuł książki brzmi „Pedalling Poland”). Nietuzinkowy człowiek służył brytyjskiej koronie jako żołnierz, szpieg, pisarz, a poza tym wygłaszał odczyty i… pedałował. Ogrom zagadnień poruszanych przez prozaika nie ułatwiał formułowania opinii nt. obcojęzycznej publikacji czytanej w polskim przekładzie. W przypadku literatury obcej (jak w tym przypadku) pojawiają się u mnie rozterki: czy tak dobrze (źle) pisał cudzoziemski mistrz pióra, czy to twórca polskiej wersji jest znakomitym literatem? „Kilka słów od tłumaczki” naświetliło istotne aspekty pracy nad przekładaniem angielskiego tekstu na język polski. Książka pisana z pozycji „naiwnego obserwatora” kierowana była do przeciętnego brytyjskiego odbiorcy, stąd u autora pojawiała się tendencja do konfabulacji, której towarzyszyło tworzenie mitów czy zniekształcanie obrazu rzeczywistości. Jednakże nad zgodnością treści z prawdą historyczną czuwała zarówno tłumaczka, jak i redaktorzy wydania, którzy opatrzyli tekst Anglika stosownymi przypisami korygującymi nieścisłości jego przekazu oraz uzupełniającymi informacje nieoczywiste dla współczesnych czytelników. Literacki przekład Ewy Kochanowskiej brzmi wyśmienicie także dzięki jej cennym umiejętnościom: swobodnemu operowaniu polszczyzną oraz uwspółcześnianiem znaczenia słów.

Oryginalna autorska wersja mapy z podróży Bernarda Newmana po Polsce



Naród z historią i z przyszłością

     Na trasie ryzykownej eskapady, rozpoczętej i zakończonej w Gdańsku, znalazły się główne miasta międzywojennej Polski, Litwy, Prus Wschodnich, takie jak: Toruń, Poznań, Warszawa, Łódź, Lwów, Grodno, Wilno, Kowno, Kłajpeda, Królewiec, Olsztyn, Malbork. Podróżnik odwiedził także Kraków, który według niego „zasługuje na odrębną książkę”, m.in. z powodu wyjątkowej atmosfery, gdyż „Kraków przetrwałby rewolucję z ujmującym uśmiechem na ustach”. 
     „Lekki reportaż z podróży” jest wielowymiarowym opracowaniem o charakterze pamiętnika-dziennika z podróży. Oprócz przypisanych temu gatunkowi elementów, jak malownicze opisy wiejskich krajobrazów, budownictwa, strojów oraz prezentacja miejskiej architektury i miejscowych atrakcji książka zawiera część publicystyczną i historyczną. Zwiedzane regiony Rzeczypospolitej stały się dla Bernarda Newmana pretekstem do przedstawienia skomplikowanych dziejów naszej Ojczyzny, aktualnej (rok 1934) sytuacji społeczno-politycznej w Europie, a także skomentowania różnorodnych zjawisk życia publicznego w naszym kraju. Pojawiła się zatem tematyka odradzania się polskiej państwowości, zagrażającego nazizmu, mniejszości narodowych, korytarza gdańskiego, itp. Chociaż autor nie zawsze orientował się w lokalnej specyfice i tradycjach, to często udawało mu się właściwie odczytywać nasze kody kulturowe i zrozumieć wagę mitów narodowych. Znalazła się wśród nich osobliwa anegdota „Słoń a sprawa polska”, kult marszałka Józefa Piłsudskiego czy drażliwa kwestia żydowska. Angielski dżentelmen w licznych dywagacjach na tematy polityczne dotyczące Europy miał na uwadze, iż Polska to „naród z historią i z przyszłością”. Dostrzegał także nasze skłonności do martyrologii (przejawiane aż do dziś?) „Polacy wolą się karmić cierpieniami niż zwycięstwami”, a „prawdziwie jednoczącym ich węzłem jest wspólne cierpienie”.

Kraków - w dzielnicy żydowskiej - KazimierzuBiałowieski żubrRower George

wtorek, 2 marca 2021

Profesor Weigl i karmiciele wszy

Mariusz Urbanek


ISKRY - 2018








Tyfus czy dur plamisty?

 „Wybitny biograf wybitnych Polaków” sięgnął do trudnego tematu walki profesora Weigla z epidemią śmiertelnej choroby zwanej tyfusem. Niezwykłą osobowość uczonego, jego losy i osiągnięcia Mariusz Urbanek opisał w sposób wyczerpujący, obiektywny, gwarantujący przywrócenie pamięci o biologicznym geniuszu. Biografie, stanowiące główną domenę jego twórczości, znane mi z wcześniejszych lektur („Genialni, lwowska szkoła matematyczna”, „Makuszyński. O jednym takim, któremu ukradziono słońce”, „Wieniawa. Szwoleżer na pegazie”, „Waldorff. Ostatni baron Peerelu”) pozwoliły mi domniemywać, że książka o twórcy szczepionki przeciw tyfusowi spełni moje czytelnicze wymagania. I tak się stało. Tom ten stanowi istotny przyczynek do dziejów nauki polskiej i wypełnia misję przywracania pamięci o Wielkich Polakach oraz wzbogaca polskie biblioteki o godną polecenia lekturę.

Polak z wyboru

    W publikacji zatytułowanej „Profesor Weigl i karmiciele wszy” pisarz zawarł zarówno biografię biologa, jak i opis funkcjonowania instytutu doświadczalnego, dochodzenia do odkryć naukowych oraz szczegóły produkcji szczepionki przeciw wirusowi duru plamistego. Losy konkretnych osób związanych z placówką umieścił w szerokim kontekście wojny, okupacji, konspiracji, prześladowań, pogromów i eksterminacji. Z drugiej strony ukazał postać Rudolfa Weigla w jej całej złożoności na tle bliskiego otoczenia. A zatem jako człowieka, mężczyznę, męża, ojca, pasjonata, badacza oraz polskiego patriotę (choć nie z więzów krwi, lecz z wyboru). Patriotyzm bohatera określiła jego wnuczka jako „wynikające z kręgosłupa moralnego poczucie lojalności wobec Polski”, a nie jako patriotyzm powstańczy z Polską na ustach. Autor wielokrotnie nawiązywał do wyznawanych przez uczonego wartości etycznych i przestrzeganych zasad moralnych, na jakich opierał się, podejmując trudne decyzje w okrutnych czasach wojennego koszmaru.
 

niedziela, 31 stycznia 2021

Biała Dama w gorsecie mitów i legend

Egzemplarz numerowany 58A. Falk, M. Potocka, M. Potocki


Legion 2020








Rzecz o Teofili z Działyńskich

      Ubiegłego lata, w Muzeum Ziemi Średzkiej we Dworze w Koszutach, obok ekspozycji prezentującej ziemiańską siedzibę w Wielkopolsce podziwiałam wystawę prac rzeźby w tkaninie autorstwa Marii Romany Gierczyńskiej, zatytułowaną „Tradycja. Myśli ważne na ziemi, myśli ważne w niebie…”. Splot rozmaitych okoliczności sprawił, że weszłam w posiadanie pewnej unikalnej publikacji z limitowanej serii stu numerowanych egzemplarzy, wydanej w bieżącym roku przez Stowarzyszenie Teatralne Legion z Kórnika. Statutowym celem owej instytucji wyznaczono „Popularyzację historii i teraźniejszości miasta Kórnik oraz promocji Zamku i jego rodów”, stąd opracowanie nazwane „BIAŁA DAMA w gorsecie mitów i legend”. Pracę opatrzoną podtytułem „Rzecz o Teofili z Działyńskich Szołdrskiej-Potulickiej”, udostępniono drukiem w ramach projektu „Upamiętnienie rodu Działyńskich…”. W „Słowie od wydawcy” biograficznego szkicu dostarczono informacji o działalności placówki kulturalnej: spektaklach sceny faktu, koncertach, spotkaniach poświęconych kórnickim postaciom i licznych publikacjach.
      Niniejsze studium powstało dzięki współpracy autorów tekstu i fotografii: Anecie Falk, Małgorzacie Potockiej, Mikołajowi Potockiemu, redakcji Anny Łazuki-Witek oraz twórcy opracowania graficznego Ryszarda Gaffling-Gierczyńskiego. I właśnie graficzna warstwa książki jest jej niezaprzeczalnym atutem, tym bardziej, że gros ilustracji i dokumentów opublikowano tutaj po raz pierwszy. Moja uwaga skupiła się na dwu rycinach: fragmencie z „Kuryera Polskiego” donoszącym o rozwodzie Teofili i Aleksandra Potulickiego (rok 1754) oraz okładce „Kazania Żałobnego napisanego na pogrzeb… Teofili z Działyńskich” przez Ignacego Giecy (rok 1790).

„Kazanie Żałobne napisane na pogrzeb… Teofili z Działyńskich”
"Kuryer Polski” donoszący o rozwodzie Teofili i Aleksandra Potulickiego (rok 1754)Odwrocie obrazu Teofili z Działyńskich fot. http://blogi.platforma.bk.pan.pl/   


Postępowa białogłowa

      Biografia Teofili z Działyńskich, przedstawiona na kartach książki, zawiera opis wydarzeń i szczegółów jej życia oglądanych z różnych perspektyw. Owa „Kobieta z krwi i kości” była dwukrotnie mężatką (Stefan Szołdrski, Aleksander Potulicki), wdową, rozwódką, matką czwórki dzieci (z których dorosłości dożył tylko Feliks Szołdrski). Właścicielka olbrzymiego majątku w Wielkopolsce (klucza kórnickiego i runowskiego), w tym zamku w Kórniku, sprawnie zarządzała swoimi dobrami, a o jej dokonaniach w miastach, wsiach, folwarkach autorzy obszernie rozpisali się w odrębnym rozdziale. Nowoczesne rozwiązania urbanistyczne, gospodarcze, społeczne mogą zaskakiwać czytelników zważywszy na fakt, iż miały miejsce w XVIII wieku, a ich inicjatorem była białogłowa. Teofila ufundowała miejskie ratusze, bożnicę i zbór, usilnie popierała osadnictwo olęderskie, a pańszczyznę zastąpiła czynszami. Działalność arystokratki otwartej na ludzi innych narodowości czy wyznań pozostawiła ślady także w kórnickim zamku i jego otoczeniu – wszak przebudowała warowny zamek w wielkopańską rezydencję z okazałymi oficynami i przepięknymi ogrodami.

Portret Teofili z Działyńskich Szołdrskiej-Potulickiej "Kórnicka Biała Dama" w zamkowej wieży - Maria Romana Gierczyńska Biała Dama w jadalni kórnickiego zamku



poniedziałek, 14 grudnia 2020

Przedwojenni. Zawsze był jakiś dwór


Anna Mieszczanek

 

MUZA - 2020







Rzemiennym dyszlem przez dzieje

      „Bo, jak to w Polsce… zawsze był jakiś dwór” stwierdziła Anna Mieszczanek i przedstawiła czytelnikom historie ziemian zamieszkujących, jak na dotąd, dwory i dworki. Nazwała ich „Przedwojenni” ponieważ wojna i tzw. reforma rolna zmiotły z powierzchni ziemi większość dworów i ich właścicieli. Autorka spełniała się zawodowo jako publicystka, psycholożka, dziennikarka, działaczka antykomunistyczna, nabywając różnorodne doświadczenia życiowe i poszerzając swe horyzonty myślowe. Dzięki czemu uzyskała szeroki ogląd rzeczywistości uprawniający ją do wyrażania opinii na tematy społeczne, np. skutki „dekretu o zabieraniu” właścicielom ich majątków (1944 rok). Bliskie są mi stwierdzenia pisarki edukowanej w PRL-owskiej szkole, gdzie mówiło się o pańszczyźnie i wyzysku chłopów, ale nie słyszało się o wynagradzaniu pracowników folwarcznych za pomocą pensji czy ordynarii. Gdzie przedstawiano klasę panów, obszarników w jak najgorszym świetle, przypisując im rażące wady i uczynki, których nie popełnili. Pomimo komunistycznej indoktrynacji wszechobecnej w środkach przekazu i oczywiście w oświacie, Anna Mieszczanek dostrzegła w powojennej Polsce miejsca pamiętające przedwojenne czasy – szlacheckie dwory, które uratowały się z wojennej i okupacyjnej pożogi. Wydobywszy się „spod propagandowej narracji PRL-u” rozpoczęła wędrówkę, co prawda już nie rzemiennym dyszlem, od dworu do dworu, lecz przez dzieje ziemiaństwa, poznając je z całym dobrodziejstwem… miejscowej społeczności. Owo odkrywanie wspomagane było przez działania znakomitych postaci, dla których ocalenie od zapomnienia wszystkiego, co zachowało się z naszego dziedzictwa kulturowego, stanowiło istotną wartość. Jedni z nich pisali przewodniki krajoznawcze czy naukowe opracowania, a inni upowszechniali tę wiedzę tworząc drukowane i internetowe katalogi. Jedni kupowali zrujnowane posiadłości i odbudowywali je, a drudzy reaktywowali szlacheckie organizacje, nagrywali wywiady z byłymi już ziemianami lub kręcili filmy o nich. Wszyscy oni, również autorka opowieści i zapewne wielu czytelników, „doświadczają tamtego bólu… nie może przecież nie boleć wyrzucenie z domu”. Złotymi zgłoskami zapisały się na kartach historii dworów takie nazwiska, jak Napoleon Orda, Roman Aftanazy, Marek Kwiatkowski, Jerzy Marek Minakowski, Maciej Rydel, Marcin K. Schirmer, Piotr Szymon Łoś.

Dwór rodziny Ordów w NowoszycachDwór w Goszycach w MałopolsceDwór rodziny Rusieckich w Pieniążkowej

czwartek, 19 listopada 2020

Andrzej Grzybowski. Polski historyzm współczesny


 Maciej Loba

Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu - 2008







Polski historyzm współczesny

      Polski historyzm współczesny przejawił się w wybitnej postaci Andrzeja Grzybowskiego, który obdarowany licznymi talentami, nie zakopał ich, lecz harmonijnie rozwijał. Spełniał się jako aktor, znawca koni i jeździec, rysownik i kaligraf, projektant wnętrz, a nade wszystko architekt. Spektrum przedsięwzięć i zadań, których z powodzeniem podejmował się, wywołuje mój niekłamany podziw i budzi należny mu szacunek. Pod wpływem fascynacji dzisiejszym człowiekiem renesansu Maciej Loba popełnił jego monografię w albumowym wydaniu. Opatrzono ją pokaźną ilością materiałów graficznych – archiwalnych i współczesnych fotografii i perfekcyjnych szkiców ilustratora. Dużą przyjemność czerpią czytelnicy z oglądania rysunków artysty, zaprawionych akwarelą, ujmujących dekoracyjne detale wykończenia, jak i całość budowli widzianą z różnych stron świata. Już tylko te kompozycje mogłyby stanowić podstawę do uznania artyzmu Andrzeja Grzybowskiego. Wizualizacje koncepcji architekta urzekają pięknem, precyzyjną kreską oraz wykaligrafowanymi opisami, nierzadko przyprawionymi szczyptą humoru, jak chociażby tekst „po prostu nie zmieściły się na rysunku” albo „projekt przed-przed-wstępny”.

Witruwiańska triada i doktryna nieinterwencjonizmu

     Osiągnięcia i warsztat bohatera publikacji to nie jedyna warstwa opracowania historyka sztuki. W drugiej, bardziej ogólnej, autor podał wykładnię zjawiska historyzmu przejawiającego się w postaci tzw. neostylów (neoromanizm, neogotyk, neorenesans, neobarok) oraz stylu eklektycznego. Celem tego wyjaśnienia było osadzenia naszego twórcy w dziejach historyzmu w Polsce i na świecie. Maciej Loba przeanalizował społeczno-polityczne uwarunkowania popytu na budowle stylem odwołujące się do tradycji. Dla nowej architektury „rezydencjonalnej” istotną rolę odgrywa wygląd, który „ma wyrażać stabilizację, manifestować nieodwracalność zaszłych zmian, sugerować trwałość” klasy milenijnych Wokulskich.
Bardzo interesująca część książki poświęcona została specyfice dziejów polskiej architektury w okresie powojennym, gdy skala zniszczeń wszelkich budowli (w tym zabytkowych) burzyła dotychczasowy porządek (architektoniczny sic!). Potrzeba rychłej odbudowy kraju, także zabytków, wywołała dyskusję o konieczności częściowej rezygnacji z założeń konserwatorskiej doktryny nieinterwencjonizmu. W praktyce oznaczało to sprzyjanie nadużywaniu metody rekonstrukcji nad restauracją obiektów historycznych. W kończącym album podsumowaniu autor ustosunkował się do kondycji i perspektyw tradycyjnej architektury w XXI wieku. Zwrócił uwagę na konieczność nienaruszania zasad ponadczasowej witruwiańskiej triady (trwałości, użyteczności i piękna), lecz dostosowywania ich do aktualnych warunków.
     W związku z powyższym bliżej zainteresowałam się tzw. Kartą Wenecką ustalającą zasady ochrony i opieki nad zabytkami architektury. Dzięki omawianej lekturze potrafię dostrzec różnice między konserwacją, restauracją a rekonstrukcją zabytku, który winien posiadać wartości historyczne, artystyczne i naukowe.
     Docenić należy ogrom pracy, jaką wykonał Maciej Loba przygotowując monografię nietuzinkowego artysty powołującego do życia wytwory swej wyobraźni i talentów. O rzetelności i rozmiarach przeprowadzonej kwerendy źródłowej świadczą przypisy zawierające nie tylko uzupełniające wyjaśnienia, ale także obszerne przytoczenia z bogatych i interesujących materiałów źródłowych. Natomiast sporządzona bibliografia obejmuje, poza wydawnictwami zwartymi i ciągłymi, wykaz katalogów i źródeł z prywatnych archiwów oraz listę stron internetowych.

Willa w Bielawie Willa w Bielawie Dwór w Karniowicach

niedziela, 15 listopada 2020

Migawki wspomnień



Mieczysław Pruszyński


Wydawnictwo Rosner i Wspólnicy – 2002

 

 

 

 Ostatnia książka, jak ostatnia walka

     Wielce urozmaicona książka Mieczysława Pruszyńskiego, którą nazwał „Migawki wspomnień”, jest owocem równie, a może jeszcze bardziej, urozmaiconych dziewięćdziesięciu pięciu lat jego życia. Mieczysław Ursyn-Pruszyński z Pruszyna h. Rawicz urodzony w Wolicy Kierekieszyna (obecnie terytorium Ukrainy) przeżył dwie wojny światowe, kilka rewolucji, okupacji i wyzwoleń ojczyzny. Jego życiorys obfitował w spektakularne wydarzenia, nieoczekiwane zmiany miejsc, niecodzienne spotkania, nie dziwi więc forma wspomnień – na czternaście części książki złożyło się niemal dwieście rozdziałów. Każdy z nich poświęcony został konkretnemu zagadnieniu, opisanemu w niezwykle rzeczowej i wyrazistej formie. Oszczędny w słowach styl pisarski wspomnień przywodzi na myśl język wojskowych raportów czy wojennych meldunków, zupełnie pozbawiony sentymentalnych wypowiedzi i wyszukanych sformułowań. Prosty, klarowny sposób wysławiania się ułatwia lekturęMigawek”, w przeciwieństwie do znacznej ilości nazwisk, miejsc, faktów, jakie dociekliwy czytelnik stara się przyswoić, aby móc swobodnie poruszać się w świecie doświadczeń Mieczysława Pruszyńskiego. Doświadczeniami tymi można by obdarzyć życiorysy kilku osób lub napisać scenariusz serialu dla wymagającego kina akcji. 

Pod znakiem wojny i rewolucji

     Pisarz w chronologicznym porządku odtworzył etapy swej podróży przez życie. Poczynając od wojennej ucieczki ze stron rodzinnych, przez edukację w Zakładzie ojców Jezuitów w Chyrowie, w Korpusie Kadetów we Lwowie do studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie na wydziale prawa i ekonomii (tamże doktoryzował się w 1939 roku). Następnie odbył służbę wojskową i pracował w centralnych instytucjach przemysłowych i handlowych. Okres II wojny światowej dla Mieczysława Pruszyńskiego nie skończył się na udziale w kampanii wrześniowej. Walczył m.in. w ramach Brygady Podhalańskiej na wielu frontach europejski i afrykańskich. Przystąpił do lotniczych szkoleń w Kanadzie i Anglii, by dołączyć do bojowego Dywizjonu 305. Powojenne losy to dla autora praca w państwowych przedsiębiorstwach, centralach, Ministerstwie Handlu Zagranicznego oraz pomnażanie swego majątku. Ostatnie ćwierćwiecze Mieczysław Pruszyński poświęcił promocji polskiej kultury, obejmując mecenatem młodych, zdolnych twórców i tworząc fundacje, finansując stypendia i udzielając dotacji na nagrody. Jednocześnie prowadził szeroko rozumianą działalność publicystyczną i pisarską

środa, 11 listopada 2020

Dwór, pejzaż okaleczony




 Joanna Sypuła-Gliwa

 
 LTW 2007

 
 
 
 

Nie oceniaj książki po okładce

     Patrząc na okładkę ozdobioną zdjęciem pałacu we Włostowie, sprzed wojny oraz po wojnie, okupacjach i PRL-owskiej dewastacji, spodziewałam się kolejnej książki o martyrologii polskich dworów. Książki, której treść mogła mnie wprawić w melancholijny nastrój. Zagładę polskiego ziemiaństwa odczuwam, jako osobistą krzywdę i klęskę wyrządzoną całemu naszemu narodowi, niepowetowaną stratę, której skutki pozostaną z nami na zawsze. Unicestwienie elity narodu, dziedzictwa materialnego i duchowego zadało Rzeczypospolitej cios, po którym podniosła się mocno poturbowana, okaleczona, jak chce Joanna Sypuła-Gliwa – autorka pozycji zatytułowanej „Dwór, pejzaż okaleczony”.
Jakże myliłam się w mojej opinii. „Nie oceniaj książki po okładce” – wiem już na pewno!
     Publikacja absolwentki Wydziału Historycznego Uniwersytetu im. Józefa Piłsudskiego w Warszawie okazała się lekturą ze wszech miar niezwykłą, zarówno z uwagi na treść, jak i sposób jej prezentacji. W dalszej części skupię się na kilku aspektach, jakie uważam za wiodące dla ukształtowania mojej opinii o wartościowym tekście

Szaniec patriotyzmu

     Dzieje dziesięciu ziemiańskich siedzib i koleje losu ich właścicieli pisarka poprzedziła znaczącym szkicem pt. „Pejzaż okaleczony”. O tym, jak bardzo leży jej na sercu problematyka polskiego dworu świadczy fakt umiejętnego nagromadzenia na dwudziestu stronach tekstu pokaźnej ilości zagadnień dotykających meritum. Ostatni rozdział tomu, „Epitafium dworu”, bardzo udanie spiął klamrą opisane przez miłośniczkę przeszłości historie rodowych posiadłości – ostoi wartości i tradycji. W przepojonej liryzmem wypowiedzi autorka złożyła hołd arcydziełu polskiego stylu narodowego. Akcentując historyczne znaczenie mateczników polskości tworzyła obrazy i ujmowała w słowa myśli, których bohaterem był „szaniec patriotyzmu i sanktuarium hasła: «Bóg, honor i ojczyzna»”. 
 
Tuczno Wichlińskich fot polskiezabytki.pl

  
Tuczno Wichlińskich fot polskaniezwykla.pl


niedziela, 1 listopada 2020

Mistrzowie kabaretu. Marian Hemar i Fryderyk Jarosy

 

Anna Mieszkowska 

Wydawnictwo Zwierciadło – 2016


 

 

 

 Polacy ochotniczy amatorzy 

     Anna Mieszkowska podjęła próbę połączenia dwóch światów: lwowskiego Żyda – Jana Mariana Hescheles, znanego jako Marian Hemar oraz pół Węgra, pół Austriaka - Fryderyka Franciszka Jarosy’ego, którzy spotkali się w Warszawie w połowie lat dwudziestych XX wieku. Życiorysy obydwu Mistrzów Kabaretu obfitowały w spektakularne wydarzenia, miejsca o historycznym znaczeniu, relacje z nietuzinkowymi osobami (szczególnie kobietami). Obok tych artystów przetoczyły się zbrojne rewolucje, wojny światowe, krwawe okupacje; zmieniały się granice państw, ojczyzn z wyboru i ojczyzn z konieczności. Osobliwością, jaką dostrzegła pisarka było to, że obaj czujący się Polakami twórcy urodzili się poza obecnymi granicami Polski i umarli również poza jej granicami, nie przestając uznawać się za Polaków.

Polska wciąż jest blisko

     Obaj ci „Polacy ochotniczy, Z zaciągu, nie z poboru” pochodzili „z pokolenia, które wyrosło na literaturze”. Ich patriotyzm wyrażał się również w szacunku dla polszczyzny, jaką przez całe życie pasjonowali się, a która brzmi nawet w najprostszych frazach „Serce się kraje, gdy się kraj ma w sercu”, czy w pięknych wierszach z nie pozostawiającą żadnych wątpliwości deklaracją „Moją ojczyzną jest polska mowa, słowa wierszem wiązane”. Ich powojenną ojczyzną stała się emigracja, a każdy z Mistrzów Kabaretu mógł powiedzieć o sobie 

Nie idę z biegiem mody,
na żadne jakieś ugody 
Z żadnymi  r e ż y m i e s z k a m i
”.

Fryderyk Jarosy dodałby jeszcze 

I jestem Jarosy. Ten sam, co byłem. 
To świat się zmienił, ale ja się nie zmieniłem
”, 

a Marian Hemar stwierdziłby nostalgicznie „Dom jest daleko. Polska wciąż jest blisko”. 

 

Marian HemarFryderyk JarosyFryderyk Jarosy i Marian Hemar

niedziela, 25 października 2020

Cień ojca na tle tężni

 Małgorzata Iwanowska – Ludwińska


 
Wydawnictwo Adam Marszałek – 2006

Od Korpusu Ochrony Pogranicza do szarej "Pobiedy"

     Doskonale sformułowany tytuł wspomnień Małgorzaty Iwanowskiej – Ludwińskiej „Cień ojca na tle tężni” w pełni oddaje zawartość książki. Przeplatają się w niej trzy historie: ojca autorki Wacława Iwanowskiego, ciechocińskiego kurortu oraz odradzającej się Polski. Nie są to jednak dzieje spisywane przez badacza-historyka. Pisarka powybierała z czasów przepełnionych wydarzeniami tylko te, które pozwalały wiernie oddać atmosferę solnego uzdrowiska oraz wpływający na nie kontekst historyczny. W tak nakreślonych realiach osadziła losy swojego ojca, pochodzącego ze Żmudzi, wielce zasłużonego lekarza. W jego życiorysie znalazły się chlubne karty historii: służba w Korpusie Ochrony Pogranicza, funkcja lekarza zdrojowego w litewskich Druskiennikach (w tym opieka nad Marszałkiem Józefem Piłsudskim), stanowisko lekarza naczelnego w Ciechocinku, walki w Powstaniu Warszawskim w ramach Armii Krajowej, obóz pracy przymusowej w Niemczech. Po zakończeniu II wojny światowej doktor ponownie objął posadę głównego lekarza w Ciechocinku, a następnie dyrektora Sanatorium Kolejowego. Powojenne ćwierćwiecze działalności dr Wacława Iwanowskiego obfitowało w pożyteczne inicjatywy w zakresie nowoczesnego lecznictwa zarówno w Ciechocinku, jak i w Warszawie. Jednocześnie, tego wiernego słuchacza audycji Radia Wolna Europa, komunistyczne władze poddawały represjom. Wszak kilkakrotnie odmówił wstąpienia do PZPR, a Rząd Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie uhonorował go Srebrnym Krzyżem Zasługi.

Ciechocinek był wtedy malutki

     Małgorzata Iwanowska – Ludwińska, jak na artystę – plastyka przystało, książkę o ojcu pisała obrazami, wspaniale oddając atmosferę dawnego Ciechocinka z „najstarszym reprezentacyjnym budynkiem w kurorcie” – Starym Dworkiem. Sięgnęła pamięcią do basenu tężniowego z towarzyszącą budowlą w kształcie okrętu, do pijalni wód mineralnych z kranami z podgrzewaną mineralką, do holu dworca kolejowego, gdzie aż do kopuły sięgała palma z Parku Zdrojowego. Ale Tężniopolis (jakby powiedział jego piewca - Janusz Żernicki) to nie tylko atrakcyjne obiekty. Dawny Ciechocinek znakomicie prosperował i cieszył się dużym powodzeniem dzięki całej plejadzie postaci oddanych swej Małej Ojczyźnie, a reprezentujących wysoki poziom intelektualny, moralny i kulturalny (dlatego często pojawia się w charakterystykach osób bliskie mi słowo – biblioteka). Wśród nich znalazło się wyjątkowe grono ciechocińskich lekarzy, artystów, inżynierów, farmaceutów, malarzy. Galerię postaci, gdy „Ciechocinek był wtedy malutki” artystka przedstawiła z wielką wrażliwością i wielkodusznością. Listę osobowości i oryginałów otwiera „ostrzynóż”, a za nim następują dorożkarze, katechetka, kościelny, ogrodnicy. W kilkumiesięcznym sezonie letnim do Ciechociniaków dołączali bywalcy uzdrowiska – kuracjusze.  
 
Dr Wacław Iwanowski w randze pułkownika kolei Rodzina Iwanowskich na schodach Starego Dworku











środa, 14 października 2020

Ziemiański savoir-vivre

Bal w Hotelu Eoropejskim Luty 1939

 Tomasz Adam Pruszak

 PWN 2014







Świadomość dworu

     Przodkowie Tomasza Adama Pruszaka, właściciele majątków w Orońsku i Wośnikach na Mazowszu, z pewnością przekazali swemu potomkowi oprócz szlachetnych genów wewnętrzne poczucie przynależności do elity naszego narodu. Wybór historii sztuki jako centrum swych zainteresowań i badań naukowych wydaje się oczywisty dla sukcesora ziemiańskiej tradycji. Po pozycjach poświęconych ziemiańskiemu świętowaniu przyszła kolej na „Ziemiański savoir-vivre”, która to książka dopełniła wizerunek polskich wyższych sfer utrwalony przez autora. We wstępie do pracy pisarz wyraził swe obawy w kwestii przetrwania „subkultury ziemiańskiej”, uwarunkowanego posiadaniem „świadomości dworu” u młodego pokolenia. Wyjaśnił też cel publikacji, którym jest „podtrzymanie lub odnowienie swej tożsamości kulturowej” przez młodsze pokolenia, którym należy przekazać tradycyjne wartości i zasady wyznawane od stuleci przez wyższe warstwy społeczeństwa Rzeczypospolitej. Naukowość i dociekliwość badawcza w książce Tomasza Adama Pruszaka przeplata się z interesującą gawędą mistrza etykiety.
  

Ziemiański etos

     Analiza naukowa zagadnienia „ziemiańskiego savoir-vivre” zaprezentowana przez historyka odnosi się nie tylko do przeszłości polskich elit, których zagłada dokonała się w latach 1939-45, ale także do ocalałych cudem ziemian i ich potomków żyjących w czasach powojennych aż do współczesnych. Tomasz Adam Pruszak będąc znawcą obyczajów klas wyższych ujął w rzeczonej publikacji zagadnienia savoir-vivre przekrojowo, czyniąc je pretekstem do przedstawienia szeroko rozumianego stylu bycia dobrze urodzonych, ale także istoty szlachectwa, wychowania i kształcenia dzieci czy urządzania wnętrz rodowych siedzib. Dużo miejsca przeznaczył na omówienia relacji międzyludzkich, a w tym życie rodzinne, towarzyskie i kontakty ze służbą.
     Podzielam punkt widzenia historyka, który sugeruje dostosowywanie ziemiańskiego stylu życia do współczesnych warunków. Nadmienił w swej pracy, iż przyszłość tej warstwy uzależniona jest od umiejętności kierowania się stosownym etosem przez potomków szlachty i arystokracji. A dalej zaznaczył, że korzystne dla ciągłości i zwartości tej grupy społecznej byłoby funkcjonowanie w kręgach rodzinno-towarzyskich własnej sfery.
 

czwartek, 24 września 2020

Peczara

Kaplica grobowa Potockich 

 Janina Zofia z Potockich Potocka,

 

 Zofia Barbara Potocka

 LTW 2014

 

 

Człowiek jest pstrokacizną

     Dziennik i wspomnienia pań Potockich (matki i córki) wydano razem pod wspólnym tytułem „Peczara”. Choć bardzo różne pod względem formalnym i stylistycznym, niosą podobne przesłanie – za sprawą barbarzyńskich najeźdźców i okupantów wszelkiej maści dokonała się zagłada polskich dworów i pałaców oraz ich właścicieli – ziemiaństwa i arystokracji. Janina Zofia konstatowała w Ołyce u Radziwiłłów „następuje przełom ostateczny między świetną przeszłością, na której stypie myśmy się zebrali, a przyszłością groźną i szarą zarazem”. W swym dzienniku z lat 1914-1919 opowiedziała, jak żyły u schyłku cywilizacji „Najpiękniejsze rody naszego kraju, najbardziej zasłużone, a noszące na sobie skutki win i pomyłek praojców”. Kres temu światu położyła Wielka Wojna, w której wszyscy walczyli ze wszystkimi, zmieniały się fronty, ewoluowały sojusze, wymieniali się zwycięzcy. Autorka szeroko rozpisywała się o przerażającym obliczu wojny kreśląc sugestywne obrazy „Na szosie korowód niezliczony uciekinierów… Krzyki, przekleństwa, płacz dzieci i kobiet, ryk zwierząt”. W lakonicznych zdaniach ujmowała ogrom spustoszeń, jakie stały się wojenną rzeczywistością „Kraj stał się pustynią, a na tej pustyni szaleje wszystko co najgorsze w rozbestwionym człowieku. Pijaństwo, grabież i mordy”.
     Główne miejsce we wspomnieniach arystokratki zajęła tytułowa Peczara – rezydencja Potockich z folwarkiem i wsią, położona nad brzegiem Bohu na Podolu. Trzy pogromy Peczary rozpoczęły się grabieżami zimą roku 1917/18. Później było znacznie gorzej. Spalono i zniszczono wszystko – i pałac, i folwark. Jakże tragicznie brzmią opisy peczarskiej apokalipsy, jaki wyszły spod pióra Janiny Zofii „Życie ucieka. Świat ucieka, bo wszystko, co na nim kochałam i kocham, ginie, znika”. Autorka tych słów w nieludzkich czasach terroru i bezprawia zauważyła, iż „Człowiek jest pstrokacizną… pstrokaciznę uczuć, wrażeń, myśli pokrywa skorupa polerowana dobrego wychowania, taktu, miłości własnej”.

Szlacheckie dwory i pańskie rezydencje

     Córka Janiny Zofii – Zofia Barbara – podzieliła się z czytelnikami wspomnieniami spisywanymi w wieku dojrzałym, z dużej perspektywy czasowej w stosunku do przywoływanych wydarzeń. Część książki autorstwa córki jest nieco mniej osobista, natomiast zawiera bardzo dużo refleksji i rozważań na tematy ogólniejsze, choć widziane przez pryzmat własnej rodziny, rodowej rezydencji oraz osobistych doświadczeń. Z mojego punktu widzenia szczególnie cenne rozdziały przybliżają współczesnym czytelnikom specyfikę wielkich kresowych majątków z pałacami, folwarkami, wsiami, w których żyły i pracowały pokolenia Polaków. Pamiętnikarka zaprezentowała systematyczny przegląd tematyki życia w polskich dworach: od wychowania dzieci, przez codzienne zajęcia i prace, organizację dworu i jego pracowników, formy świętowania wśród ziemian i chłopów przy patriarchalnym stosunku dworu do wsi. Moją uwagę przyciągnął fragment, w którym autorka scharakteryzowała istotę Kresów Rzeczypospolitejwspomnienia o dawnych «polskich czasach», mogiły i kurhany rozsiane po polach całego kraju, miejscowości związane z historią Polski i ich nazwy, stare klasztory i kościoły, szlacheckie dwory i pańskie rezydencje… wszystko tu wspominało o minionej chwale”. Dostrzegając subtelne różnice występujące między oddalonymi od siebie kresowymi siedzibami zauważyła wspólną cechę tych siedlisk, którą z pewnością była: „gorąca miłość i przywiązanie do tego kraju, głębokie poczucie, że ten kraj to Polska”.

Pałac w Peczarze 1914

 

wtorek, 15 września 2020

Taniec na wulkanie

Daisy Hochberg von Pless Daisy Hochberg von Pless 


 ARCANA 2005








Czego Daisy nie przemilczała

     „Taniec na wulkanie” to pierwszy tom wspomnień autorstwa Daisy Hochberg von Pless, opublikowanych w 1928 roku. Drugi pt. „Lepiej przemilczeć” ukazał się w 1931 r., a ostatni zatytułowany „Co przemilczałam” w roku 1936. Trylogia ta w dużej mierze opierała się na prowadzonych przez księżnę prywatnych pamiętnikach oraz jej licznej korespondencji z członkami szeroko rozumianej rodziny i wielkimi tego świata. Dzieje angielskiej arystokratki wydanej za mąż za potomka trzeciego rodu Niemiec, jakie wyłoniły się z kart książki, nie były jednak historią jak z bajki. Młoda angielska narzeczona napisała później „nie zdawałam sobie wówczas z tego sprawy, że zostałam po prostu kupiona”. Pani na zamkach w Książu i Pszczynie posiadała wszystko i mogła wszystko. No, prawie wszystko… Jej małżeństwo z Janem Henrykiem XV Hochbergiem von Pless nie było szczęśliwe, ale przetrwało trzydzieści lat i dało rodzinie trzech wspaniałych synów - Hansela, Lexela i Bolka - (córka zmarła w niemowlęctwie). Niestety, zakończyło się rozwodem.

"Dałam rannym szampana"

     Jedna z najpiękniejszych dam ówczesnej Europy była kobietą wyjątkową i takież samo było jej życie. Pisane przez Daisy von Pless pamiętniki stanowią nieoceniony materiał źródłowy dla historyków. Zawierają one obraz życia kobiety poślubionej pruskiemu księciu, relacje z rodzinnych wydarzeń, licznych podróży po Europie i świecie, a także zakulisowych intryg, rozmów, działań. Co więcej, przedstawiono w nich sytuację polityczną w Europie w przededniu wybuchu Wielkiej Wojny i w jej trakcie. Jakże trafnie w lipcu 1914 roku Daisy von Pless przestrzegała „wszyscy tańczycie na wulkanie” (stąd tytuł omawianego polskiego wydania). Kompleksowe ujęcie tematyki epoki fin de siècle przez światłą i inteligentną osobę, a nade wszystko świadka i uczestnika życia społecznego i politycznego na szczytach Europy wydają się być głównym walorem publikacji. Miejscami wspomnienia księżnej wydają się zbyt infantylne, gdy przewiduje, iż „każdy, kto przeczyta książkę, polubi mnie”. W zwrotach typu „Ponownie ostrzegam cesarza” czy „Zwróć Alzację i Lotaryngię Francuzom, Wasza Wysokość” pojawiały się natomiast zwiastuny dowodzące przesadnego mniemania księżnej w kwestii własnej sprawczości. Szczerość autorki pozwoliła nam, czytelnikom, ujrzeć pojawiające się niekiedy jej oderwanie od rzeczywistości, nawet tej wojennej, w której w pewnym sensie uczestniczyła. Podczas wizyty w szpitalu dla wojskowych „Dałam rannym szampana… i zaproponowałam wino dwa razy w tygodniu”. No, cóż, jej mąż Jan Henryk XV Hochberg ciągle jej powtarzał, aby zachowywała się po książęcemu

Rodzina Hochberg von Pless
Daisy von Pless ze słynnym sznurem pereł 















czwartek, 3 września 2020

Gdzie ten dom, gdzie ten świat

Renowacja Pałacu - Wiesława i Leszek Barańscy 2014 - 2016

 Zdzisław Morawski


Twój Styl - 1997
 








Małowiejski majątek i obowiązek

     Zdzisław Morawski, wnuk Zdzisława Lubomirskiego Księcia Regenta” (książki Magdaleny Jastrzębskiej) – , po przewrocie roku 1989, wydał wspomnienia o swym domu rodzinnym i jego kolejnych mieszkańcach, które zatytułował „Gdzie ten dom, gdzie ten świat”. Ów dom wzniesiony w XVIII wieku w miejscowości Mała Wieś na Mazowszu należał do jednej rodziny przechodząc z pokolenia na pokolenie, jako dobro dziedziczone po przodkach, jednocześnie będąc „w równym stopniu majątkiem, jak i obowiązkiem”. Autor wielokrotnie podkreślał rolę ciągłości posiadania gniazda rodzinnego z jego historią, tradycją, obyczajami i przekazał na kartach książki „obraz ziemiaństwa, sposób życia, myślenia i działania charakterystyczny dla tego środowiska”, dla którego wszystko, łącznie z tytułami rodowymi, zobowiązywało do nienagannej postawy moralnej, społecznej, patriotycznej wobec ludzi, życia i świata. Wszak dziadowie autora – Zdzisław Lubomirski i Maria z Branickich posiadali książęce tytuły.

Styl życia wielkich domów

     Lubię książki o uporządkowanej treści, przemyślane do ostatniej kropki, spójne, zależne od nadrzędnej myśli wiodącej. Taką publikacją do pewnego momentu była praca Zdzisława Morawskiego, przepełniona mnóstwem najdrobniejszych szczegółów odnotowanych, jak mawiał autor „aby moi współcześni z dwóch pokoi z kuchnią mogli zrozumieć styl życia wielkich domów”. Z uwagi na niezwykle wyczerpującą listę zagadnień (czytaj tytuły rozdziałów), jakie poruszył dziedzic małowiejskich dóbr oraz sposób ich przedstawienia z pozycji naocznego świadka i zarazem uczestnika domowych wydarzeń, mógł on być spokojny o zrozumienie jego emocjonalnego przekazu. Zawarł, bowiem, relacje i opisy wszystkich dziedzin życia ziemian zamieszkujących pałac w Małej Wsi. A zatem dni powszednie i świąteczne, służbę, pracowników i chłopów, stosunki rodzinne, towarzyskie i sąsiedzkie, gospodarowanie i polowania, wychowanie i kształcenie. Z dużą dbałością o zgodność z realiami epoki przedstawiono wszelkie posady i stanowiska oraz zajęcia, które wykonywali ludzie pracujący dla pałacu i folwarku, w tym administrator, parobek, pokojówka, stangret, kuchcik, strycharz, gajowy, sadownik, itd.

Pałac w Małej Wsi od frontu 1968
Pałac w Małej Wsi - elewacja frontowa 2017 









środa, 12 sierpnia 2020

Zdzisław Tarnowski. Opowieść o panu na Dzikowie

Dedykacja Autorki

Magdalena Jastrzębska

LTW 2020



 

Biograficzny portret hrabiego

     Trzy lata temu spotkała mnie ogromna przyjemność poznania autorki biografii Pana na Dzikowie, którego nazwisko pojawiło się we wcześniejszej pracy Magdaleny Jastrzębskiej zatytułowanej Portret Klementyny. Uczestniczyłam w spotkaniu autorskim w Pałacu w Małej Wsi zorganizowanym z okazji premiery tej właśnie publikacji.
     Biograficzny portret Zdzisława hrabiego Tarnowskiego pisarka zaprezentowała używając filtrów życiowych ról, jakie pełnił bohater w swym niezwykle aktywnym życiu, np. polityk, gospodarz, mąż, ojciec, myśliwy. Pozostałe rozdziały ukazały Pana na Dzikowie w szerszym kontekście – rodziny, znajomych, mieszkańców zamku i jego pracowników. Obydwie warstwy biografii doskonale dopełniły się tworząc kompletny portret osoby wybitnej, aczkolwiek niepozbawionej ludzkich przywar. Apodyktyczny, dbający o stroje i wygląd, lubiący pozować malarzom i fotografom, rygorystycznie wychowujący dzieci, korzystający z wielkopańskich przywilejów, ale równocześnie filantrop fundujący placówki pożytku publicznego, gentleman w każdym calu, strażnik dzikowskiej kolekcji sztuki i biblioteki, patriota, który własnym sumptem wystawił pluton konnych w wojnie z bolszewikami 1920 roku.
Autorka ukazała wielowymiarowość postaci Zdzisława Tarnowskiego herbu Leliwa, który po swych przodkach odziedziczył nie tylko ogromne posiadłości i tytuł arystokratyczny, ale przede wszystkim ducha Sarmaty, pana z panów, gdyż „Broń i koń jako emblematy szlacheckiego klejnotu towarzyszyły mu od młodych lat”.

Rytuał, ceremonia, tradycja

     Książka Magdaleny Jastrzębskiej posiada istotną mocną stronę w postaci szczegółowo opisanych realiów życia aktywnego ziemianina z jednej strony oraz życia w majątku ziemskim z drugiej. „Życie na zamku w Dzikowie” ukazane zostało w wersji codziennej i świątecznej. Moja uwaga skupiła się na dokładnych opisach funkcji pełnionych przez pracowników majątku, np. fornali, ekonomów, kucharzy pokojowych koniuszych, masztalerzy, stangretów i ich pracy na rzecz majątku ziemskiego. Świętowano u Tarnowskich i hucznie, i skromnie, a o randze dzikowskiego zamku i jego właściciela świadczą jego znamienici goście: Marszałek Józef Piłsudski, Marszałek Ferdinand Foch, prezydent Ignacy Mościcki, prezydent Stanisław Wojciechowski, premier Walery Sławek.
     Wielce interesujące strony poświęcono jednej z wielu pasji arystokratów, tj. myślistwu, wszak „polowanie stawało się… rytuałem, który poprzez tradycję łączył go z rycerskimi przodkami”. W rozdziale o łowach rozważano różnorodne aspekty tego zjawiska, takie jak proszone polowania, harmonogram łowów, etyka łowiecka, myśliwski ceremoniał, wystawy łowieckie, polowania z naganką czy mordercze polowania per force.
Z bliższych kobiecej części ziemiaństwa zagadnień literatka wybrała karnawały, gdzie kojarzono młodych w pary oraz wyjątkowe śluby i wesela (także kontuszowe). „Trzy krakowskie śluby” wnuczek Katarzyny z Branickich Potockiej to „klasyka gatunku”. Opisy uroczystości tego formatu umieszczano w księgach szlacheckich rodu, np. Domowej Kronice Rodzinnej Tarnowskich.

Przed zamkiem w Dzikowie

Zamek w Dzikowie 1930