Pokazywanie postów oznaczonych etykietą I Rzeczpospolita. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą I Rzeczpospolita. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 3 stycznia 2021

Dwory i pałace Wielkopolski. Styl narodowy

 


Jan Skuratowicz

 

ZYSK i S-KA - 2020





 

 

 

 

Architecture parlante

     Historyk sztuki Jan Skuratowicz specjalizujący się w architekturze rezydencjonalnej zaprezentował czytelnikom wyniki swych naukowych poszukiwań w postaci publikacji zatytułowanej „Dwory i pałace Wielkopolski. Styl narodowy”. Przedstawił niemal sto pięćdziesiąt zabytkowych budowli mieszkalnych, ale nie w kolejności alfabetycznej czy posegregowanych terytorialnie, lecz podporządkowanych głównej koncepcji opracowania. Autor dokonał analizy kształtowania się zrębów polskiego stylu narodowego na przestrzeni stulecia w szeroko pojmowanym Poznańskiem. Ponad wszelką wątpliwość udowodnił, że „za każdorazową, znaczącą realizacją architektoniczną stały zawsze określone treści nakładane na formalny kostium”. Jak to zdanie należy rozumieć?
     W drugiej połowie XIX wieku Wielkopolskę obejmował zabór pruski, powodujący ucisk i szykany wobec zamieszkujących te tereny Polaków. Narastający konflikt polsko-niemiecki wywołał u rodaków potrzebę manifestowania polskiej tożsamości narodowej poprzez architekturę będącą symbolem odrębności polskiego ziemiaństwa. Zarówno nowo wznoszonym siedzibom czy przebudowywanym dworom i pałacom starano się nadać charakter krajowy, protestując w ten sposób przeciw aktom „zniemczania klimatu architektonicznego Wielkopolski”. Zgodnie z zasadą „architecture parlante”, Jan Skuratowicz z zewnętrzną formą siedzib, określaną przez styl architektoniczny, kojarzył nie tylko określoną treść, ale także dodatkowy składnik stylu, jakim wydaje się być urządzenie wnętrz budowli. Historyk sztuki wielokrotnie kierował uwagą czytelników na umeblowanie, księgozbiór, kolekcje sztuki, militaria i każdą „małą cząstkę Polski zawartą w gromadzonych zbiorach i pamiątkach”.

Dakowy Mokre
Czerniejewo
 

Zwrócony ku przeszłości styl narodowy

     „Pierwszą próbą stworzenia propozycji narodowego stylu godnego polskich rezydencji” był zamek w Kórniku przebudowywany w latach 1839-61 przez Tytusa Działyńskiego. Okres ustalania się kanonów stylu narodowego prof. Jan Skuratowicz wytyczył na publikację autorstwa Zygmunta Czartoryskiego pt. „O stylu krajowym w budownictwie wiejskim” z 1896 roku, w której ten ostatni określił wymagania stawiane nowoczesnym budowlom. Praca ta stawiała sobie za cel ocalenie „próbki stylu krajowego w budownictwie, aby kiedy da Bóg, że wody potopu opadną, ziomkowie mieli skąd brać wzory”. Z czasem symbolem polskiej siedziby ziemiańskiej stał się kolumnowy portyk (z tympanonem), który tworzył część fasady nowych dworów i pałaców, lub który dostawiano do starszych obiektów.  
     W publikacji przedstawiono wiele przykładów budowli, które dzięki propagowaniu stałego motywu architektonicznego – portyku z tympanonem – służyły podtrzymywaniu tożsamości Wielkopolan wśród niemieckiej powodzi, zalewającej Rzeczpospolitą. Wśród dworów i pałaców, ostoi polskości w Wielkopolsce sprzed odzyskania niepodległości, mój podziw budzi „zwrócony ku przeszłości” pałac w Kopaszewie, pałac w Objezierzu z mottem templariuszy czy dwór w Koźminku – najbardziej urokliwy z oglądanych przeze mnie dworów. Na kolejnych stu pięćdziesięciu stronach albumu Jan Skuratowicz prezentował przykłady potwierdzenia tezy, iż „demonstracyjne stosowanie form uznawanych za narodowe i polskie było na pewno w pełni świadomą manifestacją polityczną”. Swą urodą, proporcjami, harmonią stylu urzekły mnie pałace w Skoraszewicach, Winnej Górze, Lubaszu, Gorzyniu, Dłoni, Górznie, Głębokiem.

Objezierze fot. WikipediaKopaszewo fot. Wikipedia
Kołaczkowo


Polonizacja architektury

poniedziałek, 14 grudnia 2020

Przedwojenni. Zawsze był jakiś dwór


Anna Mieszczanek

 

MUZA - 2020







Rzemiennym dyszlem przez dzieje

      „Bo, jak to w Polsce… zawsze był jakiś dwór” stwierdziła Anna Mieszczanek i przedstawiła czytelnikom historie ziemian zamieszkujących, jak na dotąd, dwory i dworki. Nazwała ich „Przedwojenni” ponieważ wojna i tzw. reforma rolna zmiotły z powierzchni ziemi większość dworów i ich właścicieli. Autorka spełniała się zawodowo jako publicystka, psycholożka, dziennikarka, działaczka antykomunistyczna, nabywając różnorodne doświadczenia życiowe i poszerzając swe horyzonty myślowe. Dzięki czemu uzyskała szeroki ogląd rzeczywistości uprawniający ją do wyrażania opinii na tematy społeczne, np. skutki „dekretu o zabieraniu” właścicielom ich majątków (1944 rok). Bliskie są mi stwierdzenia pisarki edukowanej w PRL-owskiej szkole, gdzie mówiło się o pańszczyźnie i wyzysku chłopów, ale nie słyszało się o wynagradzaniu pracowników folwarcznych za pomocą pensji czy ordynarii. Gdzie przedstawiano klasę panów, obszarników w jak najgorszym świetle, przypisując im rażące wady i uczynki, których nie popełnili. Pomimo komunistycznej indoktrynacji wszechobecnej w środkach przekazu i oczywiście w oświacie, Anna Mieszczanek dostrzegła w powojennej Polsce miejsca pamiętające przedwojenne czasy – szlacheckie dwory, które uratowały się z wojennej i okupacyjnej pożogi. Wydobywszy się „spod propagandowej narracji PRL-u” rozpoczęła wędrówkę, co prawda już nie rzemiennym dyszlem, od dworu do dworu, lecz przez dzieje ziemiaństwa, poznając je z całym dobrodziejstwem… miejscowej społeczności. Owo odkrywanie wspomagane było przez działania znakomitych postaci, dla których ocalenie od zapomnienia wszystkiego, co zachowało się z naszego dziedzictwa kulturowego, stanowiło istotną wartość. Jedni z nich pisali przewodniki krajoznawcze czy naukowe opracowania, a inni upowszechniali tę wiedzę tworząc drukowane i internetowe katalogi. Jedni kupowali zrujnowane posiadłości i odbudowywali je, a drudzy reaktywowali szlacheckie organizacje, nagrywali wywiady z byłymi już ziemianami lub kręcili filmy o nich. Wszyscy oni, również autorka opowieści i zapewne wielu czytelników, „doświadczają tamtego bólu… nie może przecież nie boleć wyrzucenie z domu”. Złotymi zgłoskami zapisały się na kartach historii dworów takie nazwiska, jak Napoleon Orda, Roman Aftanazy, Marek Kwiatkowski, Jerzy Marek Minakowski, Maciej Rydel, Marcin K. Schirmer, Piotr Szymon Łoś.

Dwór rodziny Ordów w NowoszycachDwór w Goszycach w MałopolsceDwór rodziny Rusieckich w Pieniążkowej

czwartek, 3 grudnia 2020

Dwory szlacheckie powiatu aleksandrowskiego


Zbigniew Piotr Sołtysiński

    
  Wydawnictwo „Krukowiak” – 2018





 

 

Odkurzanie z pyłu zapomnienia

     Rezultatem niepohamowanej „ciekawości świata, chęci zgłębiania tajemnic i odkrywania tego, co już nawet odkryte, lecz zapomniane” jest książka autorstwa Zbigniewa Piotra Sołtysińskiego zatytułowana „Dwory szlacheckie powiatu aleksandrowskiego”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa „Krukowiak” z Redcza Kujawskiego. Dla mnie, mieszkanki Ciechocinka w powiecie aleksandrowskim, publikacja ta jest miłym zaskoczeniem. W rozdziale „Katalog dworów…” autor opisał 40 dworów szlacheckich, a w następnym ponad 70 Pozostałych majątków, folwarków i wsi…”. I to wszystko rozmieszczone na 480 km kwadratowych powierzchni powiatu!
     Opracowanie Zbigniewa Piotra Sołtysińskiego nie pretenduje do miana pracy naukowej, gdyż „Ta książka ma służyć tylko odkurzeniu opisywanych obiektów i minionych czasów z pyłu zapomnienia”. Ośmielam się zauważyć, że jej struktura wykracza poza kanony pozycji popularnonaukowej. Słusznie podzielono tekst tomu na część, w której przedłożono teoretyczną podbudowę zagadnienia dworów szlacheckich oraz na część właściwą zawierającą szczegółowe zestawienia owych obiektów z terenu powiatu aleksandrowskiego. Wywodząc istnienie dworów od czasów staropolskich, pisarz zamieścił interesujące studium historyczne na temat Rzeczypospolitej Sarmackiej, rozwoju kultury szlacheckiej i jej kondycji w Drugiej Rzeczypospolitej oraz zagłady ziemiaństwa po 1939 roku. W tak szerokim kontekście historycznym autor osadził dwór pojmowany jako ośrodek życia społecznego, gospodarczego, kulturalnego całej okolicy, a nie tylko jako siedzibę właścicieli majątku.
     Opisy dworów w części katalogowej książki zawierają uwagi o architekturze budowli, zagospodarowaniu jego otoczenia (park, folwark), dziejach dworu aż do czasów współczesnych oraz o losach ich właścicieli. Celem ułatwienia zrozumienia pierwszego zagadnienia na końcu publikacji znalazł się Słownik terminów architektonicznych, a bezpośrednio przed nim Indeks nazwisk oraz Indeks osób upamiętnionych w Polskim Słowniku Biograficznym.

Waganiec Siniarzewo Łówkowice

środa, 11 listopada 2020

Dwór, pejzaż okaleczony




 Joanna Sypuła-Gliwa

 
 LTW 2007

 
 
 
 

Nie oceniaj książki po okładce

     Patrząc na okładkę ozdobioną zdjęciem pałacu we Włostowie, sprzed wojny oraz po wojnie, okupacjach i PRL-owskiej dewastacji, spodziewałam się kolejnej książki o martyrologii polskich dworów. Książki, której treść mogła mnie wprawić w melancholijny nastrój. Zagładę polskiego ziemiaństwa odczuwam, jako osobistą krzywdę i klęskę wyrządzoną całemu naszemu narodowi, niepowetowaną stratę, której skutki pozostaną z nami na zawsze. Unicestwienie elity narodu, dziedzictwa materialnego i duchowego zadało Rzeczypospolitej cios, po którym podniosła się mocno poturbowana, okaleczona, jak chce Joanna Sypuła-Gliwa – autorka pozycji zatytułowanej „Dwór, pejzaż okaleczony”.
Jakże myliłam się w mojej opinii. „Nie oceniaj książki po okładce” – wiem już na pewno!
     Publikacja absolwentki Wydziału Historycznego Uniwersytetu im. Józefa Piłsudskiego w Warszawie okazała się lekturą ze wszech miar niezwykłą, zarówno z uwagi na treść, jak i sposób jej prezentacji. W dalszej części skupię się na kilku aspektach, jakie uważam za wiodące dla ukształtowania mojej opinii o wartościowym tekście

Szaniec patriotyzmu

     Dzieje dziesięciu ziemiańskich siedzib i koleje losu ich właścicieli pisarka poprzedziła znaczącym szkicem pt. „Pejzaż okaleczony”. O tym, jak bardzo leży jej na sercu problematyka polskiego dworu świadczy fakt umiejętnego nagromadzenia na dwudziestu stronach tekstu pokaźnej ilości zagadnień dotykających meritum. Ostatni rozdział tomu, „Epitafium dworu”, bardzo udanie spiął klamrą opisane przez miłośniczkę przeszłości historie rodowych posiadłości – ostoi wartości i tradycji. W przepojonej liryzmem wypowiedzi autorka złożyła hołd arcydziełu polskiego stylu narodowego. Akcentując historyczne znaczenie mateczników polskości tworzyła obrazy i ujmowała w słowa myśli, których bohaterem był „szaniec patriotyzmu i sanktuarium hasła: «Bóg, honor i ojczyzna»”. 
 
Tuczno Wichlińskich fot polskiezabytki.pl

  
Tuczno Wichlińskich fot polskaniezwykla.pl


środa, 14 października 2020

Ziemiański savoir-vivre

Bal w Hotelu Eoropejskim Luty 1939

 Tomasz Adam Pruszak

 PWN 2014







Świadomość dworu

     Przodkowie Tomasza Adama Pruszaka, właściciele majątków w Orońsku i Wośnikach na Mazowszu, z pewnością przekazali swemu potomkowi oprócz szlachetnych genów wewnętrzne poczucie przynależności do elity naszego narodu. Wybór historii sztuki jako centrum swych zainteresowań i badań naukowych wydaje się oczywisty dla sukcesora ziemiańskiej tradycji. Po pozycjach poświęconych ziemiańskiemu świętowaniu przyszła kolej na „Ziemiański savoir-vivre”, która to książka dopełniła wizerunek polskich wyższych sfer utrwalony przez autora. We wstępie do pracy pisarz wyraził swe obawy w kwestii przetrwania „subkultury ziemiańskiej”, uwarunkowanego posiadaniem „świadomości dworu” u młodego pokolenia. Wyjaśnił też cel publikacji, którym jest „podtrzymanie lub odnowienie swej tożsamości kulturowej” przez młodsze pokolenia, którym należy przekazać tradycyjne wartości i zasady wyznawane od stuleci przez wyższe warstwy społeczeństwa Rzeczypospolitej. Naukowość i dociekliwość badawcza w książce Tomasza Adama Pruszaka przeplata się z interesującą gawędą mistrza etykiety.
  

Ziemiański etos

     Analiza naukowa zagadnienia „ziemiańskiego savoir-vivre” zaprezentowana przez historyka odnosi się nie tylko do przeszłości polskich elit, których zagłada dokonała się w latach 1939-45, ale także do ocalałych cudem ziemian i ich potomków żyjących w czasach powojennych aż do współczesnych. Tomasz Adam Pruszak będąc znawcą obyczajów klas wyższych ujął w rzeczonej publikacji zagadnienia savoir-vivre przekrojowo, czyniąc je pretekstem do przedstawienia szeroko rozumianego stylu bycia dobrze urodzonych, ale także istoty szlachectwa, wychowania i kształcenia dzieci czy urządzania wnętrz rodowych siedzib. Dużo miejsca przeznaczył na omówienia relacji międzyludzkich, a w tym życie rodzinne, towarzyskie i kontakty ze służbą.
     Podzielam punkt widzenia historyka, który sugeruje dostosowywanie ziemiańskiego stylu życia do współczesnych warunków. Nadmienił w swej pracy, iż przyszłość tej warstwy uzależniona jest od umiejętności kierowania się stosownym etosem przez potomków szlachty i arystokracji. A dalej zaznaczył, że korzystne dla ciągłości i zwartości tej grupy społecznej byłoby funkcjonowanie w kręgach rodzinno-towarzyskich własnej sfery.
 

czwartek, 24 września 2020

Peczara

Kaplica grobowa Potockich 

 Janina Zofia z Potockich Potocka,

 

 Zofia Barbara Potocka

 LTW 2014

 

 

Człowiek jest pstrokacizną

     Dziennik i wspomnienia pań Potockich (matki i córki) wydano razem pod wspólnym tytułem „Peczara”. Choć bardzo różne pod względem formalnym i stylistycznym, niosą podobne przesłanie – za sprawą barbarzyńskich najeźdźców i okupantów wszelkiej maści dokonała się zagłada polskich dworów i pałaców oraz ich właścicieli – ziemiaństwa i arystokracji. Janina Zofia konstatowała w Ołyce u Radziwiłłów „następuje przełom ostateczny między świetną przeszłością, na której stypie myśmy się zebrali, a przyszłością groźną i szarą zarazem”. W swym dzienniku z lat 1914-1919 opowiedziała, jak żyły u schyłku cywilizacji „Najpiękniejsze rody naszego kraju, najbardziej zasłużone, a noszące na sobie skutki win i pomyłek praojców”. Kres temu światu położyła Wielka Wojna, w której wszyscy walczyli ze wszystkimi, zmieniały się fronty, ewoluowały sojusze, wymieniali się zwycięzcy. Autorka szeroko rozpisywała się o przerażającym obliczu wojny kreśląc sugestywne obrazy „Na szosie korowód niezliczony uciekinierów… Krzyki, przekleństwa, płacz dzieci i kobiet, ryk zwierząt”. W lakonicznych zdaniach ujmowała ogrom spustoszeń, jakie stały się wojenną rzeczywistością „Kraj stał się pustynią, a na tej pustyni szaleje wszystko co najgorsze w rozbestwionym człowieku. Pijaństwo, grabież i mordy”.
     Główne miejsce we wspomnieniach arystokratki zajęła tytułowa Peczara – rezydencja Potockich z folwarkiem i wsią, położona nad brzegiem Bohu na Podolu. Trzy pogromy Peczary rozpoczęły się grabieżami zimą roku 1917/18. Później było znacznie gorzej. Spalono i zniszczono wszystko – i pałac, i folwark. Jakże tragicznie brzmią opisy peczarskiej apokalipsy, jaki wyszły spod pióra Janiny Zofii „Życie ucieka. Świat ucieka, bo wszystko, co na nim kochałam i kocham, ginie, znika”. Autorka tych słów w nieludzkich czasach terroru i bezprawia zauważyła, iż „Człowiek jest pstrokacizną… pstrokaciznę uczuć, wrażeń, myśli pokrywa skorupa polerowana dobrego wychowania, taktu, miłości własnej”.

Szlacheckie dwory i pańskie rezydencje

     Córka Janiny Zofii – Zofia Barbara – podzieliła się z czytelnikami wspomnieniami spisywanymi w wieku dojrzałym, z dużej perspektywy czasowej w stosunku do przywoływanych wydarzeń. Część książki autorstwa córki jest nieco mniej osobista, natomiast zawiera bardzo dużo refleksji i rozważań na tematy ogólniejsze, choć widziane przez pryzmat własnej rodziny, rodowej rezydencji oraz osobistych doświadczeń. Z mojego punktu widzenia szczególnie cenne rozdziały przybliżają współczesnym czytelnikom specyfikę wielkich kresowych majątków z pałacami, folwarkami, wsiami, w których żyły i pracowały pokolenia Polaków. Pamiętnikarka zaprezentowała systematyczny przegląd tematyki życia w polskich dworach: od wychowania dzieci, przez codzienne zajęcia i prace, organizację dworu i jego pracowników, formy świętowania wśród ziemian i chłopów przy patriarchalnym stosunku dworu do wsi. Moją uwagę przyciągnął fragment, w którym autorka scharakteryzowała istotę Kresów Rzeczypospolitejwspomnienia o dawnych «polskich czasach», mogiły i kurhany rozsiane po polach całego kraju, miejscowości związane z historią Polski i ich nazwy, stare klasztory i kościoły, szlacheckie dwory i pańskie rezydencje… wszystko tu wspominało o minionej chwale”. Dostrzegając subtelne różnice występujące między oddalonymi od siebie kresowymi siedzibami zauważyła wspólną cechę tych siedlisk, którą z pewnością była: „gorąca miłość i przywiązanie do tego kraju, głębokie poczucie, że ten kraj to Polska”.

Pałac w Peczarze 1914

 

wtorek, 15 września 2020

Taniec na wulkanie

Daisy Hochberg von Pless Daisy Hochberg von Pless 


 ARCANA 2005








Czego Daisy nie przemilczała

     „Taniec na wulkanie” to pierwszy tom wspomnień autorstwa Daisy Hochberg von Pless, opublikowanych w 1928 roku. Drugi pt. „Lepiej przemilczeć” ukazał się w 1931 r., a ostatni zatytułowany „Co przemilczałam” w roku 1936. Trylogia ta w dużej mierze opierała się na prowadzonych przez księżnę prywatnych pamiętnikach oraz jej licznej korespondencji z członkami szeroko rozumianej rodziny i wielkimi tego świata. Dzieje angielskiej arystokratki wydanej za mąż za potomka trzeciego rodu Niemiec, jakie wyłoniły się z kart książki, nie były jednak historią jak z bajki. Młoda angielska narzeczona napisała później „nie zdawałam sobie wówczas z tego sprawy, że zostałam po prostu kupiona”. Pani na zamkach w Książu i Pszczynie posiadała wszystko i mogła wszystko. No, prawie wszystko… Jej małżeństwo z Janem Henrykiem XV Hochbergiem von Pless nie było szczęśliwe, ale przetrwało trzydzieści lat i dało rodzinie trzech wspaniałych synów - Hansela, Lexela i Bolka - (córka zmarła w niemowlęctwie). Niestety, zakończyło się rozwodem.

"Dałam rannym szampana"

     Jedna z najpiękniejszych dam ówczesnej Europy była kobietą wyjątkową i takież samo było jej życie. Pisane przez Daisy von Pless pamiętniki stanowią nieoceniony materiał źródłowy dla historyków. Zawierają one obraz życia kobiety poślubionej pruskiemu księciu, relacje z rodzinnych wydarzeń, licznych podróży po Europie i świecie, a także zakulisowych intryg, rozmów, działań. Co więcej, przedstawiono w nich sytuację polityczną w Europie w przededniu wybuchu Wielkiej Wojny i w jej trakcie. Jakże trafnie w lipcu 1914 roku Daisy von Pless przestrzegała „wszyscy tańczycie na wulkanie” (stąd tytuł omawianego polskiego wydania). Kompleksowe ujęcie tematyki epoki fin de siècle przez światłą i inteligentną osobę, a nade wszystko świadka i uczestnika życia społecznego i politycznego na szczytach Europy wydają się być głównym walorem publikacji. Miejscami wspomnienia księżnej wydają się zbyt infantylne, gdy przewiduje, iż „każdy, kto przeczyta książkę, polubi mnie”. W zwrotach typu „Ponownie ostrzegam cesarza” czy „Zwróć Alzację i Lotaryngię Francuzom, Wasza Wysokość” pojawiały się natomiast zwiastuny dowodzące przesadnego mniemania księżnej w kwestii własnej sprawczości. Szczerość autorki pozwoliła nam, czytelnikom, ujrzeć pojawiające się niekiedy jej oderwanie od rzeczywistości, nawet tej wojennej, w której w pewnym sensie uczestniczyła. Podczas wizyty w szpitalu dla wojskowych „Dałam rannym szampana… i zaproponowałam wino dwa razy w tygodniu”. No, cóż, jej mąż Jan Henryk XV Hochberg ciągle jej powtarzał, aby zachowywała się po książęcemu

Rodzina Hochberg von Pless
Daisy von Pless ze słynnym sznurem pereł 















środa, 12 sierpnia 2020

Zdzisław Tarnowski. Opowieść o panu na Dzikowie

Dedykacja Autorki

Magdalena Jastrzębska

LTW 2020



 

Biograficzny portret hrabiego

     Trzy lata temu spotkała mnie ogromna przyjemność poznania autorki biografii Pana na Dzikowie, którego nazwisko pojawiło się we wcześniejszej pracy Magdaleny Jastrzębskiej zatytułowanej Portret Klementyny. Uczestniczyłam w spotkaniu autorskim w Pałacu w Małej Wsi zorganizowanym z okazji premiery tej właśnie publikacji.
     Biograficzny portret Zdzisława hrabiego Tarnowskiego pisarka zaprezentowała używając filtrów życiowych ról, jakie pełnił bohater w swym niezwykle aktywnym życiu, np. polityk, gospodarz, mąż, ojciec, myśliwy. Pozostałe rozdziały ukazały Pana na Dzikowie w szerszym kontekście – rodziny, znajomych, mieszkańców zamku i jego pracowników. Obydwie warstwy biografii doskonale dopełniły się tworząc kompletny portret osoby wybitnej, aczkolwiek niepozbawionej ludzkich przywar. Apodyktyczny, dbający o stroje i wygląd, lubiący pozować malarzom i fotografom, rygorystycznie wychowujący dzieci, korzystający z wielkopańskich przywilejów, ale równocześnie filantrop fundujący placówki pożytku publicznego, gentleman w każdym calu, strażnik dzikowskiej kolekcji sztuki i biblioteki, patriota, który własnym sumptem wystawił pluton konnych w wojnie z bolszewikami 1920 roku.
Autorka ukazała wielowymiarowość postaci Zdzisława Tarnowskiego herbu Leliwa, który po swych przodkach odziedziczył nie tylko ogromne posiadłości i tytuł arystokratyczny, ale przede wszystkim ducha Sarmaty, pana z panów, gdyż „Broń i koń jako emblematy szlacheckiego klejnotu towarzyszyły mu od młodych lat”.

Rytuał, ceremonia, tradycja

     Książka Magdaleny Jastrzębskiej posiada istotną mocną stronę w postaci szczegółowo opisanych realiów życia aktywnego ziemianina z jednej strony oraz życia w majątku ziemskim z drugiej. „Życie na zamku w Dzikowie” ukazane zostało w wersji codziennej i świątecznej. Moja uwaga skupiła się na dokładnych opisach funkcji pełnionych przez pracowników majątku, np. fornali, ekonomów, kucharzy pokojowych koniuszych, masztalerzy, stangretów i ich pracy na rzecz majątku ziemskiego. Świętowano u Tarnowskich i hucznie, i skromnie, a o randze dzikowskiego zamku i jego właściciela świadczą jego znamienici goście: Marszałek Józef Piłsudski, Marszałek Ferdinand Foch, prezydent Ignacy Mościcki, prezydent Stanisław Wojciechowski, premier Walery Sławek.
     Wielce interesujące strony poświęcono jednej z wielu pasji arystokratów, tj. myślistwu, wszak „polowanie stawało się… rytuałem, który poprzez tradycję łączył go z rycerskimi przodkami”. W rozdziale o łowach rozważano różnorodne aspekty tego zjawiska, takie jak proszone polowania, harmonogram łowów, etyka łowiecka, myśliwski ceremoniał, wystawy łowieckie, polowania z naganką czy mordercze polowania per force.
Z bliższych kobiecej części ziemiaństwa zagadnień literatka wybrała karnawały, gdzie kojarzono młodych w pary oraz wyjątkowe śluby i wesela (także kontuszowe). „Trzy krakowskie śluby” wnuczek Katarzyny z Branickich Potockiej to „klasyka gatunku”. Opisy uroczystości tego formatu umieszczano w księgach szlacheckich rodu, np. Domowej Kronice Rodzinnej Tarnowskich.

Przed zamkiem w Dzikowie

Zamek w Dzikowie 1930

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

poniedziałek, 6 lipca 2020

Lwów – historia, ludzie, tradycje

Herb Ziemi LwowskiejMarek A. Koprowski


SBM – 2013








Kuźnia kresowego patriotyzmu

     Specjalista od tematyki wschodniej, a szczególnie problematyki kresowej, Marek A. Koprowski, za pośrednictwem Wydawnictwa SBM wydał kolejną książkę (po tytule „Kresy w II Rzeczpospolitej) w formie albumu, zatytułowaną „Lwów – historia, ludzie, tradycje”. Pięknie przygotowana publikacja zawiera ponad sto archiwalnych i współczesnych fotografii, przedstawionych na kredowym papierze, doskonale ilustrujących tekst Marka A. Koprowskiego. Obok nich znalazły się reprodukcje dzieł znanych polskich artystów, przedstawiające postaci i wydarzenia ważne dla polskiej przeszłości kresowego Lwowa. Barwne ryciny pokazują herby lwowskie, mapy i plany miasta, stroje wojska polskiego i propagandowe plakaty. Graficzną stronę książki wyśmienicie zrealizowało studio projektowania graficznego Panczakiewicz Art.Design z Krakowa.

Nie ma historii Lwowa bez Polski

Autor, w głównej mierze, opowiedział bogatą, ale i dramatyczną historię miasta założonego już w XIII wieku, a powtórnie lokowanego w wieku XIV przez Kazimierza Wielkiego. Pod koniec tego wieku Lwów posiadał bruk, wodociągi, kanalizację, łaźnie, szpitale. W przeciągu kilkuset lat dziejów miasto doświadczyło ośmiu potężnych oblężeń, dwudziestu najazdów i olbrzymiej ilości pożarów. Pomimo tego, mieszanka narodowościowa (Polacy, Żydzi, Ormianie, Niemcy) potrafiła doprowadzić do rozkwitu miasta we wszystkich dziedzinach życia społecznego. Naturalnie w budowaniu prosperity Lwiego Grodu dominowali Polacy. Marek A. Koprowski pierwszorzędnie dowodził tę tezę przytaczając osiągnięcia znamienitych obywateli miasta czy to pod rządami Jagiellonów, Wazów, czy nawet pod rządami austriackiego zaborcy. Nazywał Lwów „nieformalną stolicą Polski” oraz „kuźnią kresowego patriotyzmu”. Jednak pokojowa koegzystencja narodów Lwowa skończyła się w połowie XIX wieku, kiedy to rozpoczęły się konflikty między Polakami, Rusinami a Ukraińcami. Wybuch I wojny światowej zaognił i tak trudną sytuację, którą ostatecznie zachwiało utworzenie Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Piękną kartę polskiej historii zapisały Lwowskie Orlęta broniąc swojego miasta przed Ukraińcami i bolszewikami w latach 1918-20.

Marian Hemar i Jan KiepuraPomnik Adama MickiewiczaRotunda, w której prezentowano Panoramę Racławicką



poniedziałek, 29 czerwca 2020

Ciechocinek - tydzień w czarującym mieście. Spacerkiem po Ciechocinku - przewodnik

 

Aldona Nocna


Herold Book  - 2009
Przedsiębiorstwo Uzdrowisko Ciechocinek SA - 2016







Od źródeł solankowych do malowniczego kurortu

     Siostrzane przewodniki autorstwa Aldony Nocnej, rodowitej ciechocinianki, wydane na przestrzeni siedmiu lat, nawzajem uzupełniają się. Zawarto w nich kompendium wiedzy o perle polskich uzdrowisk – Ciechocinku. Obok wiadomości na temat warunków geologicznych i klimatycznych znalazły się historyczne przyczynki dla zaistnienia fenomenu najpopularniejszego kurortu nizinnego. Autorka – pasjonatka Ciechocinka – przedstawiła w obydwu publikacjach niezbyt długie dzieje miasta (prawa miejskie uzyskało w 1916 roku). Wcześniej osada Ciechocinek należała do kasztelanii Słońsk i do słońskiej parafii. Miłośniczka miejscowości wspomniała o początkach eksploatacji źródeł solankowych do celów spożywczych, handlowych i leczniczych. Wyjaśniła tajniki pozyskiwania soli w warzelniach oraz datujące się na rok 1836 początki ciechocińskiego uzdrowiska.
     Pasjonatka uzdrowiska przytoczyła na kartach przewodnika legendy dotyczące etymologii Ciechocinka. Przeanalizowała nazewnictwo ulic, placów, dzielnic oraz ich metamorfozy na przestrzeni lat w kontekście aktualnych wydarzeń i politycznych przemian.

Trójkąt ciechocińskich tężni

     W publikacjach przybliżono pochodzenie i przeznaczenie głównych atrakcji i budowli, zapoznano z postaciami zasłużonymi dla uzdrowiska i znanymi bywalcami kurortu. Opisano sposoby transportowania kuracjuszy - kolej żelazną i żeglugę wiślaną. Aldona Nocna zgromadziła w tekście szereg ciekawostek i niecodziennych wydarzeń, jakie miały miejsce w Ciechocinku. Wśród obiektów wyróżniających uzdrowisko znalazły się te bezpośrednio związane ze źródłami solankowymi, jak np. warzelnia, tężnie, fontanna Grzybek, pijalnia wód mineralnych, jak i te urozmaicające kuracjuszom sezonowe pobyty dla poratowania zdrowia, a zatem Teatr Letni, Muszla Koncertowa, Łazienki, dywany kwiatowe, galeria spacerowaKursaal, Deptak Sław, itd. Pisząc o zabudowie Ciechocinka autorka odnotowała również budynki dziś już nieistniejących dworków, pensjonatów i willi oraz przypomniała oryginalny wygląd zabytkowych obiektów. Archiwalne fotografie zachowały dla nas willę Sienkiewiczówkę, Warszawiankę, Janinę, Orion, Hotel Millera, Kiosk Sigaliny, estradę w Parku Tężniowym, itp.

Willa OrionWilla JaninaDom Zarządu Uzdrowiska


poniedziałek, 15 czerwca 2020

Szczenięce lata

Kałużyce - na tym miejscu stał dwór, gdzie urodził się Melchior Wańkowicz Fot. radzima.orgMelchior Wańkowicz



Wydawnictwo Literackie 1987








 Dom ten, księga żywa pokoleń

     „Gdy przyszłość się otwarła, wyzwoliła się przeszłość”, a to pozwoliło Melchiorowi Wańkowiczowi napisać książkę, którą sam nazwał punktem zwrotnym swego życia i zatytułował: „Szczenięce lata”. Wielowymiarowy rozrachunek z minionymi czasami dotyczył jednak nie tylko biografii autora, ale sięgał do znacznie szerszego spectrum zagadnień: polskich dworów, utraconego szlachectwa, zasad starego świata, pojęcia pańskości. Aby w pełni spożytkować potencjał tkwiący w książce należałoby lekturę „Szczenięcych lat” odbyć dwukrotnie – raz zanurzając się w młodzieńcze przeżycia i rozważania pisarza, a drugi raz podążając za jego myślami i refleksjami natury ogólniejszej, dotyczącej historii polskich Kresów Wschodnich i kultury szlacheckiej. Należy jednak mieć na uwadze, że wspomnienia o „Szczenięcych latach” spisywał czterdziestoletni już mężczyzna o bogatym doświadczeniu życiowym. Kilkanaście lat wcześniej pozbawiono go obydwu domów, w których dorastał i o których pisał „Dom ten, księga żywa pokoleń, budowany był przez dzieje, rozrastał się na generacjach…”. Trwanie Kresów w ich odwiecznym ładzie na jego oczach skończyło się. Wstrząsający i chwytający za serce obraz zagłady dworów skwitował frazami: „życia dawnego nie ma”, a „dwory kresowe już zmarły”.

Jak kogo dwór traktuje

     Melchior Wańkowicz prowadząc analizę porównawczą matriarchalnego dworu w Nowotrzebach i patriarchalnego w Kałużycach opowiadał o organizacji życia we dworach, o wnętrzach i zewnętrzach obydwu posiadłości, panujących w nich tradycjach, a przede wszystkim o ich mieszkańcach i ludziach znajdujących się otoczeniu dworów. W tej rzeczonej publikacji pisarz zamieścił szeroki wachlarz kwestii, które potrafimy objąć sercem i rozumem, ale i zupełnie obce nam współczesnym. Ważnym zjawiskiem funkcjonującym w szlacheckich domach wydaje się być „Traktament… – gradacja olbrzymia tego, jak kogo dwór traktuje”. Zadając retoryczne pytanie „Ubi sunt" (qui ante nos fuerunt - Gdzie są ci, którzy byli przed nami), potomek Wańkowiczów pieczętujący się herbem Lis, starał się przybliżyć czytelnikom niuanse sposobów postępowania z ludźmi zajmującymi niższą pozycję społeczną.

PodoroskRajcaPieski

poniedziałek, 18 maja 2020

My, lwowianie - Tamten Lwów t. 4

 

Witold Szolginia


Wysoki Zamek 2014













My, lwowianie w Tamtym Lwowie

     Fenomen lwowianisty, Witolda Szolgini, objawił się w krzewieniu wiedzy na temat jego kraju lat dziecinnych, tj. Lwowa. Spędził w nim dwadzieścia trzy lata młodości, a tęsknił za nim całe półwiecze. Z owej tęsknoty zrodziły się wiersze, rysunki, książkowe wspomnienia, audycje radiowe, a z tych ostatnich pomysł na cykl książek – gawęd o Lwowie. Czwarty już tom serii o „Tamtym Lwowie” zatytułowany „My, lwowianie” Witold Szolginia poświęcił nakreśleniu zbiorowego wizerunku człowieka Lwowa – Homo Leopoliensis. W swej pracy wielokrotnie przytaczał fragmenty prozy i poezji (także własnej) tworzonej przez wybitnych obywateli Grodu Lwa. Do szacownego grona należą m.in. S. Wasylkowski, K. Makuszyński, M. Hemar, A. Chciuk, L. Kaltenbergh, J. Parandowski, K. Schleyen oraz Zofia Kurzowa. Cytowane urywki służyły autorowi do potwierdzenia własnych tez lub ukazywały różnorodność spojrzeń na kluczowe zagadnienia, których osią był Lwów. 
     Obok standardowych dodatków do tekstu, takich jak "Wykaz wykorzystanego piśmiennictwa", "Indeks osób" i "Wykaz ilustracji", w publikacji lwowskiego encyklopedysty umieszczono dużą ilość grafiki w postaci archiwalnych fotografii Miasta Lwów oraz rysunków samego autora książki. Specjalny bonus stanowi płyta DVD z filmem pt. "Włóczęgi" z 1939 roku dołączona do tomu.

Batiarzy bałakują

     W niniejszym tomie kresowy pisarz ograniczył się do przedstawienia wybranych kwestii lwowskiej społeczności, a mianowicie istoty lwowskości, stereotypowych lwowian i mniej typowych przypadków, zjawiska batiarstwa, lwowskiej gwary – bałaku, kuchni lwowskiej i lwowskiej piosenki oraz specyficznego poczucia humoru lwowian. Doprawdy, trzeba być mistrzem, aby na trzystu stronach książki przedstawić tak wiele spraw, i to w sposób wnikliwy, głęboko przemyślany i udokumentowany. Materiał do opus vitae arcylwowianina dojrzewał w nim niemal pół wieku – od ekspatriacji ze Lwowa w wyniku pojałtańskiego przesunięcia granic Rzeczypospolitej do ostatniego oddechu…
     Batiarów – kwintesencję Lwowa – autor przedstawił posiłkując się wyjątkami z literatury pięknej licznych piewców batiarstwa. Z wielce uczonego dzieła Zofii Kurzowej zacytował bez mała pięciostronicowy ustęp (może przydługi?) definiujący ten społeczny fenomen. Z drugiego krańca literackiego wachlarza wybrał ważki tekst piosenki pt. „Serce batiara” z zaginionego w czasie ostatniej wojny filmu z udziałem Szczepka i Tońka – najsławniejszych posiadaczy takich serc. Emocjonalnie zabarwiony wizerunek pierwszoplanowego bohatera lwowskich ulic utrwalił się w naszej świadomości narodowej i niech tak zostanie…
     Zabawne dialogi Szczepka i Tońka o kulinariach Lwiego Grodu znalazły się w urozmaiconym rozdziale o lwowskiej kuchni. Obok pomysłowego „Lwowskiego mikrosłowniczka kulinarnego” wspomniano również rozsławiony przez piosenkę autorstwa Mariana Hemara Chlib Kulikowski”.
     Batiarzy i inni mieszkańcy Miasta spod Wysokiego Zamku posługiwali się wyjątkową gwarą miejską – bałakiem. Niezwykle trafnej charakterystyki tej lingwistycznej osobliwości dokonali przywołani do tablicy lwowianie – Stanisław Wasylkowski i Kazimierz Schleyen. Swoistym ewenementem na krajową skalę jest wiersz napisany przez Witolda Szolginię w bałaku, a traktujący o bałaku – „bałak do kwadratu”. A może i do sześcianu, ponieważ pisarz okrasił go niezwykłym ilustrowanym słownikiem, którego sam był twórcą. 

Ilustrowany słowniczek lwowskiego bałaku – Fot. http://www.polska1918-89.pl/Ilustrowany słowniczek lwowskiego bałaku – Fot. http://www.polska1918-89.pl/Ilustrowany słowniczek lwowskiego bałaku – Fot.  http://rescarpathica.pl


niedziela, 3 maja 2020

Miniatury śmiełowskie

Adam Mickiewicz wsparty na sklae Judahu  Ewa Kostołowska


Południowa Oficyna Wydawnicza 2009







 

Gorzeńscy i Chełkowscy w Śmiełowie

     Ewa Kostołowska pełniąca funkcję dyrektora śmiełowskiego muzeum spisała dzieje posiadłości w wielkopolskim Śmiełowie, jej właścicieli, powojenne losy tej budowli oraz działalność powstałego muzeum aż po wiek XXI. W swym opracowaniu scharakteryzowała architekturę klasycystycznego pałacu o kształcie podkowy i wyposażenie jego niepowtarzalnych wnętrz zawierających pewne elementy masońskie, jak ołtarz, loża, zakamarki. Opowiedziała o parku krajobrazowym, jaki otacza pałacowe budynki. W ostatnim rozdziale „Mickiewiczowskie Muzeum” zaznajomiła czytelników ze zbiorami muzealnymi ulokowanymi w przeszło dwudziestu zabytkowych pomieszczeniach – tymi związanymi z osobą Poety i tymi obrazującymi kulturę ziemiańską. Na ekspozycji związanej z patronem placówki zgromadzono cenne eksponaty, jak rękopisy, pierwodruki, pamiątki osobiste, obiekty malarskie, rzeźbiarskie, fotograficzne oraz wyrazy kultu Wieszcza.
     Autorka przedstawiła czytelnikom znakomity patriotyczny ród Gorzeńskich w osobach Andrzeja – fundatora pałacu, Hieronima goszczącego Adama Mickiewicza, aż po Zygmunta, który zainicjował kult Wieszcza w Śmiełowie. Zaprezentowała równie zasłużoną rodzinę Chełkowskich: Franciszek kupił zadłużone dobra śmiełowskie, aby nie dostały się w niemieckie ręce; Józef, wybitny działacz społeczny i polityczny razem z żoną Marią wychowali dwanaścioro dzieci na prawych Polaków i obywateli. Kultywowali narodowe tradycje i dbali o zachowanie polskości w okresie zaborów. Gościnne progi domu państwa Chełkowskich w ciągu ponad czterdziestu lat przekroczyło grono najznakomitszych Polaków – pisarzy, malarzy, muzyków, rzeźbiarzy, polityków, wojskowych, hierarchów kościoła, np. Henryk Sienkiewicz, Ignacy Jan Paderewski, Wojciech Kossak, Józef Haller, Władysław Tatarkiewicz, Adolf Nowaczyński. 

Pałac w ŚmiełowiePomnik Mickiewicza obok dąb amerykański 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ostatni zajazd w Wielkopolsce

     W publikacji szczególny nacisk położono na wizytę Adama Mickiewicza w śmiełowskim pałacu, jej literackie reperkusje oraz powstawanie kultu Wieszcza w Śmiełowie. Wiele miejsca autorka poświęciła na analizę wielkopolskich inspiracji Adama Mickiewicza, jakie znalazły oddźwięk w poemacie „Pan Tadeusz”.
     Oś narracji Ewy Kostołowskiej stanowi długa podróż Adama Mickiewicza z Rzymu w 1831 roku, której celem było przedarcie się do Warszawy i udział w Powstaniu Listopadowym. Siedmiomiesięcznym przystankiem w podróży okazał się pobyt w Wielkopolsce, z czego trzy tygodnie niedoszłego powstańca gościła zacna rodzina Gorzeńskich ze Śmiełowa. Niedługo później, już w Paryżu, Adam Mickiewicz stworzył swe opus magnum zatytułowane „Pan Tadeusz czyli Ostatni zajazd na Litwie”, w którym wielu miłośników Wieszcza dopatruje się motywów nie tylko wielkopolskich, ale wręcz śmiełowskich. A zatem, według nich, pierwowzorem Soplicowa mógł być Śmiełów, a zamku Horeszków – zamek w Żerkowie (znajdujący się niedaleko Śmiełowa). Niektóre epizody z poematu wiązano z wydarzeniami w pałacu śmiełowskim, np. polowania i spory o charty, rytuał parzenia kawy przez tzw. kawiarkę, książka kucharska Antoniego Ponińskiego. Według niektórych mickiewiczologów prototypami postaci z epopei stały się osoby mające związek ze Śmiełowem. I tak wzorem dla ks. Robaka mógł być ks. Tomasz Cieśliński z pobliskiego Dębna, dla Stolnika Horeszki – właściciel zamku w Żerkowie, dla Telimeny – Konstancja Łubieńska (ukochana Poety), itd. Ponadto pojawiły się w wersach „Pana Tadeusza” niezaprzeczalne realia wielkopolskie, jak nazwiska, nazwy miejscowości czy fakty historyczne. Jednakże umiejscawianie akcji poematu we wsi w Poznańskiem, jak chcą pewni entuzjaści Śmiełowa, moim zdaniem, jest li tylko ich pobożnym życzeniem. Adam Mickiewicz dorastał na Litwie w Nowogródczyźnie, w Wilnie i Kownie, gdzie żył ponad dwadzieścia lat. Czy zatem dzieło o „Ostatnim Zajeździe na Litwie” rozpoczynające się frazą: „Litwo! Ojczyzno moja” może odnosić się do wielkopolskiego pałacu? Z pewnością nie! Ewa Kostołowska dowiodła, że w tym przypadku można mówić jedynie o pewnym wpływie pobytu Wieszcza w Poznańskiem na nieliczne wątki Ksiąg mickiewiczowskich. W opozycji do powyższych uwarunkowań śmiełowskich pozostają treści, które niesie książka autorstwa Joanny Puchalskiej zatytułowana Dziedziczki Soplicowa, oddająca rację posiadłości w Czombrowie w Nowogródzkiem.

Pokój Henryka SienkiewiczaPokój Adama MickiewiczaSala kultu Mickiewicza