Aleksandra Ziółkowska-Boehm
ISKRY 2012
Polskość jak stuletni dębniak...
Gawęda Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm o „
Dworze w Kraśnicy i hubalowym Demonie” zainspirowała mnie do powtórnego sięgnięcia po inną lekturę tej samej autorki. Jakże inaczej odczytywałam myśli zawarte w publikacji o niebanalnym tytule „
Lepszy dzień nie przyszedł już”. „Pierwsze czytanie” wstrząsnęło mną przerażającymi opisami aktów
przemocy fizycznej i psychicznej, jakie miały miejsce podczas deportacji, wywózek, osiedleń, katorżniczej pracy i egzystencji na
nieludzkiej ziemi. „
Aby przeżyć do jutra, traciło się czasami człowieczeństwo. Głód tłumaczył wszelkie zachowania”. Więc nie dziwiło wtedy skonsumowanie
psa czy głowy
konia. „Drugie czytanie” pozwoliło mi z większą uwagą skupić się na pojedynczych
losach ludzi postawionych w
obliczu tragicznych wydarzeń w nienormalnych okolicznościach, będących zaprzeczeniem humanitarnych warunków życia. W zderzeniu z realistycznym przedstawieniem uroków życia w kresowych dworach: w Szemiotówce na
Polesiu, w Dźwiniaczu na
Podolu czy w Ławskim Brodzie na
Nowogródczyźnie, gdzie „
polskość jak stuletni dębniak nastała”, gehenna zesłańców jawiła się wyjątkowo koszmarnie. A na Kresach było tak pięknie:
„
duży okrągły bochenek leżał na stole na desce, obok nóż. Najpierw Tatuś robił krzyż, nazywało się to «przeżegnać chleb»”,
„Na Wielkanoc przyrządzano szynki. Wędzono je dwa tygodnie, paląc drewnem olchowym i jałowcowym, we własnej wędzarni”,
„na zamieszkanie w internacie przygotowano… specjalną wyprawkę – oznaczone monogramami noże, widelce, prześcieradła, ręczniki”.
Nie mogłam płakać, nie umiałam
Aleksandra Ziółkowska-Boehm, jak nikt inny umiała zanurzyć się w niełatwe biografie Polaków, którym hitlerowscy i sowieccy okupanci, jednym rozkazem, zagrabili i zniszczyli wszystko: domy, rodziny, Ojczyznę. Pisarce udało się uniknąć w tekście taniego sentymentalizmu, przesadnego dramatyzowania i nadmiernego patosu. „Nie mogłam płakać, nie umiałam. Dalej nie mogę”. Tak wspominała Joanna, a może Aleksandra spisująca wspomnienia Joanny? Tekst książki został natomiast przepełniony opisami szlachetnych uczynków, charakterystykami prawych ludzi i ich wyjątkowymi reakcjami na zło (Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj).
Wzruszająca i przerażająca jest fotografia wykonana w latach trzydziestych XX wieku w Kobryniu na Polesiu, a przedstawiająca rodzinę Michalaków: Władysławę, Antoniego, Joasię, Józia i Henia. Bilans strat wojennych osób z tego zdjęcia wypadł dramatycznie. Z pięciu członków rodziny ocalała w istocie jedynie Joanna. Jej brat Józio przeżył, ale z uszkodzonym mózgiem był niezdolny do samodzielnego życia. Rodzice trójki dzieci zginęli podczas „podróży” bydlęcym pociągiem na zesłanie. Henio zmarł w szpitalu w Teheranie. Miał tylko sześć lat…
|
Michalakowie:Władysława, Antoni, Józio, Henio - lata 30' XX w. |