sobota, 6 lutego 2021
Dwory i pałace na Litwie
niedziela, 3 stycznia 2021
Dwory i pałace Wielkopolski. Styl narodowy
Architecture parlante
W drugiej połowie XIX wieku Wielkopolskę obejmował zabór pruski, powodujący ucisk i szykany wobec zamieszkujących te tereny Polaków. Narastający konflikt polsko-niemiecki wywołał u rodaków potrzebę manifestowania polskiej tożsamości narodowej poprzez architekturę będącą symbolem odrębności polskiego ziemiaństwa. Zarówno nowo wznoszonym siedzibom czy przebudowywanym dworom i pałacom starano się nadać charakter krajowy, protestując w ten sposób przeciw aktom „zniemczania klimatu architektonicznego Wielkopolski”. Zgodnie z zasadą „architecture parlante”, Jan Skuratowicz z zewnętrzną formą siedzib, określaną przez styl architektoniczny, kojarzył nie tylko określoną treść, ale także dodatkowy składnik stylu, jakim wydaje się być urządzenie wnętrz budowli. Historyk sztuki wielokrotnie kierował uwagą czytelników na umeblowanie, księgozbiór, kolekcje sztuki, militaria i każdą „małą cząstkę Polski zawartą w gromadzonych zbiorach i pamiątkach”.

Zwrócony ku przeszłości styl narodowy
W publikacji przedstawiono wiele przykładów budowli, które dzięki propagowaniu stałego motywu architektonicznego – portyku z tympanonem – służyły podtrzymywaniu tożsamości Wielkopolan wśród niemieckiej powodzi, zalewającej Rzeczpospolitą. Wśród dworów i pałaców, ostoi polskości w Wielkopolsce sprzed odzyskania niepodległości, mój podziw budzi „zwrócony ku przeszłości” pałac w Kopaszewie, pałac w Objezierzu z mottem templariuszy czy dwór w Koźminku – najbardziej urokliwy z oglądanych przeze mnie dworów. Na kolejnych stu pięćdziesięciu stronach albumu Jan Skuratowicz prezentował przykłady potwierdzenia tezy, iż „demonstracyjne stosowanie form uznawanych za narodowe i polskie było na pewno w pełni świadomą manifestacją polityczną”. Swą urodą, proporcjami, harmonią stylu urzekły mnie pałace w Skoraszewicach, Winnej Górze, Lubaszu, Gorzyniu, Dłoni, Górznie, Głębokiem.
Polonizacja architektury
poniedziałek, 14 grudnia 2020
Przedwojenni. Zawsze był jakiś dwór

Anna Mieszczanek
MUZA - 2020
Rzemiennym dyszlem przez dzieje
„Bo, jak to w Polsce… zawsze był jakiś dwór” stwierdziła Anna Mieszczanek
i przedstawiła czytelnikom historie ziemian zamieszkujących, jak na dotąd,
dwory i dworki. Nazwała ich „Przedwojenni” ponieważ wojna i tzw. reforma
rolna zmiotły z powierzchni ziemi większość dworów i ich właścicieli.
Autorka spełniała się zawodowo jako publicystka, psycholożka,
dziennikarka, działaczka antykomunistyczna, nabywając różnorodne
doświadczenia życiowe i poszerzając swe horyzonty myślowe. Dzięki czemu
uzyskała szeroki ogląd rzeczywistości uprawniający ją do wyrażania opinii
na tematy społeczne, np. skutki „dekretu o zabieraniu” właścicielom ich
majątków (1944 rok). Bliskie są mi stwierdzenia pisarki edukowanej w
PRL-owskiej szkole, gdzie mówiło się o pańszczyźnie i wyzysku chłopów, ale
nie słyszało się o wynagradzaniu pracowników folwarcznych za pomocą pensji
czy ordynarii. Gdzie przedstawiano klasę panów, obszarników w jak
najgorszym świetle, przypisując im rażące wady i uczynki, których nie
popełnili. Pomimo komunistycznej indoktrynacji wszechobecnej w środkach
przekazu i oczywiście w oświacie, Anna Mieszczanek dostrzegła w powojennej
Polsce miejsca pamiętające przedwojenne czasy – szlacheckie dwory, które
uratowały się z wojennej i okupacyjnej pożogi. Wydobywszy się „spod
propagandowej narracji PRL-u” rozpoczęła wędrówkę, co prawda już nie
rzemiennym dyszlem, od dworu do dworu, lecz przez dzieje ziemiaństwa,
poznając je z całym dobrodziejstwem… miejscowej społeczności. Owo
odkrywanie wspomagane było przez działania znakomitych postaci, dla
których ocalenie od zapomnienia wszystkiego, co zachowało się z naszego
dziedzictwa kulturowego, stanowiło istotną wartość. Jedni z nich pisali
przewodniki krajoznawcze czy naukowe opracowania, a inni upowszechniali tę
wiedzę tworząc drukowane i internetowe katalogi. Jedni kupowali zrujnowane
posiadłości i odbudowywali je, a drudzy reaktywowali szlacheckie
organizacje, nagrywali wywiady z byłymi już ziemianami lub kręcili filmy o
nich. Wszyscy oni, również autorka opowieści i zapewne wielu czytelników,
„doświadczają tamtego bólu… nie może przecież nie boleć wyrzucenie z
domu”. Złotymi zgłoskami zapisały się na kartach historii dworów takie
nazwiska, jak Napoleon Orda, Roman Aftanazy, Marek Kwiatkowski, Jerzy
Marek Minakowski, Maciej Rydel, Marcin K. Schirmer, Piotr Szymon Łoś.
czwartek, 3 grudnia 2020
Dwory szlacheckie powiatu aleksandrowskiego
Odkurzanie z pyłu zapomnienia
Opracowanie Zbigniewa Piotra Sołtysińskiego nie pretenduje do miana pracy naukowej, gdyż „Ta książka ma służyć tylko odkurzeniu opisywanych obiektów i minionych czasów z pyłu zapomnienia”. Ośmielam się zauważyć, że jej struktura wykracza poza kanony pozycji popularnonaukowej. Słusznie podzielono tekst tomu na część, w której przedłożono teoretyczną podbudowę zagadnienia dworów szlacheckich oraz na część właściwą zawierającą szczegółowe zestawienia owych obiektów z terenu powiatu aleksandrowskiego. Wywodząc istnienie dworów od czasów staropolskich, pisarz zamieścił interesujące studium historyczne na temat Rzeczypospolitej Sarmackiej, rozwoju kultury szlacheckiej i jej kondycji w Drugiej Rzeczypospolitej oraz zagłady ziemiaństwa po 1939 roku. W tak szerokim kontekście historycznym autor osadził dwór pojmowany jako ośrodek życia społecznego, gospodarczego, kulturalnego całej okolicy, a nie tylko jako siedzibę właścicieli majątku.
Opisy dworów w części katalogowej książki zawierają uwagi o architekturze budowli, zagospodarowaniu jego otoczenia (park, folwark), dziejach dworu aż do czasów współczesnych oraz o losach ich właścicieli. Celem ułatwienia zrozumienia pierwszego zagadnienia na końcu publikacji znalazł się Słownik terminów architektonicznych, a bezpośrednio przed nim Indeks nazwisk oraz Indeks osób upamiętnionych w Polskim Słowniku Biograficznym.
czwartek, 19 listopada 2020
Andrzej Grzybowski. Polski historyzm współczesny
Maciej Loba
Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu - 2008
Polski historyzm współczesny
Polski historyzm współczesny przejawił się w wybitnej postaci Andrzeja
Grzybowskiego, który obdarowany licznymi talentami, nie zakopał ich, lecz
harmonijnie rozwijał. Spełniał się jako aktor, znawca koni i jeździec,
rysownik i kaligraf, projektant wnętrz, a nade wszystko architekt. Spektrum
przedsięwzięć i zadań, których z powodzeniem podejmował się, wywołuje mój
niekłamany podziw i budzi należny mu szacunek. Pod wpływem fascynacji
dzisiejszym człowiekiem renesansu Maciej Loba popełnił jego monografię w
albumowym wydaniu. Opatrzono ją pokaźną ilością materiałów graficznych –
archiwalnych i współczesnych fotografii i perfekcyjnych szkiców ilustratora.
Dużą przyjemność czerpią czytelnicy z oglądania rysunków artysty, zaprawionych
akwarelą, ujmujących dekoracyjne detale wykończenia, jak i całość budowli
widzianą z różnych stron świata. Już tylko te kompozycje mogłyby stanowić
podstawę do uznania artyzmu Andrzeja Grzybowskiego. Wizualizacje koncepcji
architekta urzekają pięknem, precyzyjną kreską oraz wykaligrafowanymi opisami,
nierzadko przyprawionymi szczyptą humoru, jak chociażby tekst „po prostu nie
zmieściły się na rysunku” albo „projekt przed-przed-wstępny”.
Witruwiańska triada i doktryna nieinterwencjonizmu
Osiągnięcia
i warsztat bohatera publikacji to nie jedyna warstwa opracowania historyka
sztuki. W drugiej, bardziej ogólnej, autor podał wykładnię zjawiska historyzmu
przejawiającego się w postaci tzw. neostylów (neoromanizm, neogotyk,
neorenesans, neobarok) oraz stylu eklektycznego. Celem tego wyjaśnienia było
osadzenia naszego twórcy w dziejach historyzmu w Polsce i na świecie. Maciej
Loba przeanalizował społeczno-polityczne uwarunkowania popytu na budowle
stylem odwołujące się do tradycji. Dla nowej architektury „rezydencjonalnej”
istotną rolę odgrywa wygląd, który „ma wyrażać stabilizację, manifestować
nieodwracalność zaszłych zmian, sugerować trwałość” klasy milenijnych
Wokulskich.
Bardzo interesująca część książki poświęcona została
specyfice dziejów polskiej architektury w okresie powojennym, gdy skala
zniszczeń wszelkich budowli (w tym zabytkowych) burzyła dotychczasowy porządek
(architektoniczny sic!). Potrzeba rychłej odbudowy kraju, także zabytków,
wywołała dyskusję o konieczności częściowej rezygnacji z założeń
konserwatorskiej doktryny nieinterwencjonizmu. W praktyce oznaczało to
sprzyjanie nadużywaniu metody rekonstrukcji nad restauracją obiektów
historycznych. W kończącym album podsumowaniu autor ustosunkował się do
kondycji i perspektyw tradycyjnej architektury w XXI wieku. Zwrócił uwagę na
konieczność nienaruszania zasad ponadczasowej witruwiańskiej triady
(trwałości, użyteczności i piękna), lecz dostosowywania ich do aktualnych
warunków.
W związku z powyższym bliżej zainteresowałam się tzw. Kartą
Wenecką ustalającą zasady ochrony i opieki nad zabytkami architektury. Dzięki
omawianej lekturze potrafię dostrzec różnice między konserwacją, restauracją a
rekonstrukcją zabytku, który winien posiadać wartości historyczne, artystyczne
i naukowe.
Docenić należy ogrom pracy, jaką wykonał Maciej Loba
przygotowując monografię nietuzinkowego artysty powołującego do życia wytwory
swej wyobraźni i talentów. O rzetelności i rozmiarach przeprowadzonej kwerendy
źródłowej świadczą przypisy zawierające nie tylko uzupełniające wyjaśnienia,
ale także obszerne przytoczenia z bogatych i interesujących materiałów
źródłowych. Natomiast sporządzona bibliografia obejmuje, poza wydawnictwami
zwartymi i ciągłymi, wykaz katalogów i źródeł z prywatnych archiwów oraz listę
stron internetowych.
środa, 11 listopada 2020
Dwór, pejzaż okaleczony
Joanna Sypuła-Gliwa
Nie oceniaj książki po okładce
Jakże myliłam się w mojej opinii. „Nie oceniaj książki po okładce” – wiem już na pewno!
Publikacja absolwentki Wydziału Historycznego Uniwersytetu im. Józefa Piłsudskiego w Warszawie okazała się lekturą ze wszech miar niezwykłą, zarówno z uwagi na treść, jak i sposób jej prezentacji. W dalszej części skupię się na kilku aspektach, jakie uważam za wiodące dla ukształtowania mojej opinii o wartościowym tekście.
Szaniec patriotyzmu
Dzieje dziesięciu ziemiańskich siedzib i koleje losu ich właścicieli pisarka poprzedziła znaczącym szkicem pt. „Pejzaż okaleczony”. O tym, jak bardzo leży jej na sercu problematyka polskiego dworu świadczy fakt umiejętnego nagromadzenia na dwudziestu stronach tekstu pokaźnej ilości zagadnień dotykających meritum. Ostatni rozdział tomu, „Epitafium dworu”, bardzo udanie spiął klamrą opisane przez miłośniczkę przeszłości historie rodowych posiadłości – ostoi wartości i tradycji. W przepojonej liryzmem wypowiedzi autorka złożyła hołd arcydziełu polskiego stylu narodowego. Akcentując historyczne znaczenie mateczników polskości tworzyła obrazy i ujmowała w słowa myśli, których bohaterem był „szaniec patriotyzmu i sanktuarium hasła: «Bóg, honor i ojczyzna»”.![]() | ||
![]() |
czwartek, 5 listopada 2020
Jak czytać zamki
Malcolm Hislop
ARKADY 2018
Interpretacja fortyfikacji
Po zdobyciu informacji
„Jak czytać architekturę” przyszedł czas pozyskać porady „Jak czytać zamki”.
„Krótki kurs wiedzy o fortyfikacjach” autorstwa Malcolma Hislopa, brytyjskiego
mediewisty, stanowi vademecum o najstarszych zamkach i to nie tylko
europejskich. Autor postawił przed sobą niełatwe zadanie – za pomocą poradnika
pragnął nauczyć czytelników „interpretować” zamek tzn. „odpowiednio rozpoznać
i umieścić we właściwym kontekście”. Służyć temu miał m.in. przegląd stylów architektonicznych na przestrzeni wieków, ale także specyfika i odmienność budowli w różnych częściach świata.
Żałować należy, że potop szwedzki
pozbawił Rzeczpospolitą większości imponujących zamków i twierdz. W rzeczonej
publikacji wspomniano jedynie o krakowskim zamku na wzgórzu Wawel i krzyżackim
zamku w Malborku.


środa, 30 września 2020
Od Rogalina do Koszutów przez Kórnik
Wielkopolska - sierpień 2020
Wielkopolska posiada niewyczerpane zasoby interesujących mnie obiektów w
postaci dworów, pałaców, zamków. W promieniu trzydziestu kilometrów w
okolicach Kórnika zwiedziłam lub tylko obejrzałam dwadzieścia atrakcyjnych
budowli, co mogło stanowić może połowę z istniejących. Wśród nich były
imponujące muzea, okazałe rezydencje, budynki użyteczności publicznej, obiekty
związane z wielkimi Polakami, zabudowania niedostępne z powodu parkanów.
Muzea
Zamek w Kórniku – zamek w stylu angielskiego neogotyku (Tytus Działyński). Ostatni właściciel zamku Władysław Zamoyski przekazał narodowi polskiemu cały majątek, w tym Bibliotekę Kórnicką, kolekcje sztuki i Arboretum Kórnickie. W zamkowym muzeum prezentowane są XIX-wieczne wnętrza mieszkalne, przechowywane są rękopisy i stare druki oraz zbiory pamiątek narodowych i rodzinnych (Działyńskich i Zamoyskich). Największe wrażenie wywarła na mnie trzyczęściowa Sala Mauretańska. Zamek znajduje się na liście Pomników Historii. W zabudowaniach dworskich na Prowencie urodziła się Wisława Szymborska, córka zarządcy dóbr hrabiego Zamoyskiego.
czwartek, 24 września 2020
Peczara

Janina Zofia z Potockich Potocka,
Zofia Barbara Potocka
LTW 2014
Człowiek jest pstrokacizną
Dziennik i wspomnienia pań Potockich
(matki i córki) wydano razem pod wspólnym tytułem „Peczara”. Choć
bardzo różne pod względem formalnym i stylistycznym, niosą podobne
przesłanie – za sprawą barbarzyńskich najeźdźców i okupantów wszelkiej
maści dokonała się
zagłada polskich dworów i pałaców oraz ich właścicieli – ziemiaństwa i
arystokracji. Janina Zofia konstatowała w Ołyce u Radziwiłłów
„następuje przełom ostateczny między świetną przeszłością, na której stypie
myśmy się zebrali, a przyszłością groźną i szarą zarazem”. W swym dzienniku z lat 1914-1919 opowiedziała, jak żyły u schyłku
cywilizacji „Najpiękniejsze rody naszego kraju, najbardziej zasłużone, a noszące na
sobie skutki win i pomyłek praojców”. Kres temu światu położyła Wielka Wojna, w której wszyscy walczyli
ze wszystkimi, zmieniały się fronty, ewoluowały sojusze, wymieniali się
zwycięzcy. Autorka szeroko rozpisywała się o przerażającym obliczu wojny
kreśląc sugestywne obrazy „Na szosie korowód niezliczony uciekinierów… Krzyki, przekleństwa, płacz
dzieci i kobiet, ryk zwierząt”. W lakonicznych zdaniach ujmowała ogrom spustoszeń, jakie stały się wojenną
rzeczywistością „Kraj stał się pustynią, a na tej pustyni szaleje wszystko co najgorsze w
rozbestwionym człowieku. Pijaństwo, grabież i mordy”.
Główne miejsce we wspomnieniach
arystokratki zajęła tytułowa Peczara – rezydencja Potockich z
folwarkiem i wsią, położona nad brzegiem Bohu na Podolu. Trzy
pogromy Peczary rozpoczęły się grabieżami zimą roku 1917/18. Później było
znacznie gorzej. Spalono i zniszczono wszystko – i pałac, i folwark. Jakże
tragicznie brzmią opisy peczarskiej apokalipsy, jaki wyszły spod pióra
Janiny Zofii
„Życie ucieka. Świat ucieka, bo wszystko, co na nim kochałam i kocham,
ginie, znika”. Autorka tych słów w nieludzkich czasach terroru i bezprawia zauważyła, iż
„Człowiek jest pstrokacizną… pstrokaciznę uczuć, wrażeń, myśli pokrywa
skorupa polerowana dobrego wychowania, taktu, miłości własnej”.
Szlacheckie dwory i pańskie rezydencje
Córka Janiny Zofii – Zofia Barbara – podzieliła się z czytelnikami wspomnieniami spisywanymi w wieku dojrzałym, z dużej perspektywy czasowej w stosunku do przywoływanych wydarzeń. Część książki autorstwa córki jest nieco mniej osobista, natomiast zawiera bardzo dużo refleksji i rozważań na tematy ogólniejsze, choć widziane przez pryzmat własnej rodziny, rodowej rezydencji oraz osobistych doświadczeń. Z mojego punktu widzenia szczególnie cenne rozdziały przybliżają współczesnym czytelnikom specyfikę wielkich kresowych majątków z pałacami, folwarkami, wsiami, w których żyły i pracowały pokolenia Polaków. Pamiętnikarka zaprezentowała systematyczny przegląd tematyki życia w polskich dworach: od wychowania dzieci, przez codzienne zajęcia i prace, organizację dworu i jego pracowników, formy świętowania wśród ziemian i chłopów przy patriarchalnym stosunku dworu do wsi. Moją uwagę przyciągnął fragment, w którym autorka scharakteryzowała istotę Kresów Rzeczypospolitej „wspomnienia o dawnych «polskich czasach», mogiły i kurhany rozsiane po polach całego kraju, miejscowości związane z historią Polski i ich nazwy, stare klasztory i kościoły, szlacheckie dwory i pańskie rezydencje… wszystko tu wspominało o minionej chwale”. Dostrzegając subtelne różnice występujące między oddalonymi od siebie kresowymi siedzibami zauważyła wspólną cechę tych siedlisk, którą z pewnością była: „gorąca miłość i przywiązanie do tego kraju, głębokie poczucie, że ten kraj to Polska”.
czwartek, 3 września 2020
Gdzie ten dom, gdzie ten świat
Zdzisław Morawski
Małowiejski majątek i obowiązek
Zdzisław Morawski, wnuk Zdzisława Lubomirskiego – „Księcia Regenta” (książki Magdaleny Jastrzębskiej) – , po przewrocie roku 1989, wydał wspomnienia o swym domu rodzinnym i jego kolejnych mieszkańcach, które zatytułował „Gdzie ten dom, gdzie ten świat”. Ów dom wzniesiony w XVIII wieku w miejscowości Mała Wieś na Mazowszu należał do jednej rodziny przechodząc z pokolenia na pokolenie, jako dobro dziedziczone po przodkach, jednocześnie będąc „w równym stopniu majątkiem, jak i obowiązkiem”. Autor wielokrotnie podkreślał rolę ciągłości posiadania gniazda rodzinnego z jego historią, tradycją, obyczajami i przekazał na kartach książki „obraz ziemiaństwa, sposób życia, myślenia i działania charakterystyczny dla tego środowiska”, dla którego wszystko, łącznie z tytułami rodowymi, zobowiązywało do nienagannej postawy moralnej, społecznej, patriotycznej wobec ludzi, życia i świata. Wszak dziadowie autora – Zdzisław Lubomirski i Maria z Branickich posiadali książęce tytuły.Styl życia wielkich domów
Lubię książki o uporządkowanej treści, przemyślane do ostatniej kropki, spójne, zależne od nadrzędnej myśli wiodącej. Taką publikacją do pewnego momentu była praca Zdzisława Morawskiego, przepełniona mnóstwem najdrobniejszych szczegółów odnotowanych, jak mawiał autor „aby moi współcześni z dwóch pokoi z kuchnią mogli zrozumieć styl życia wielkich domów”. Z uwagi na niezwykle wyczerpującą listę zagadnień (czytaj tytuły rozdziałów), jakie poruszył dziedzic małowiejskich dóbr oraz sposób ich przedstawienia z pozycji naocznego świadka i zarazem uczestnika domowych wydarzeń, mógł on być spokojny o zrozumienie jego emocjonalnego przekazu. Zawarł, bowiem, relacje i opisy wszystkich dziedzin życia ziemian zamieszkujących pałac w Małej Wsi. A zatem dni powszednie i świąteczne, służbę, pracowników i chłopów, stosunki rodzinne, towarzyskie i sąsiedzkie, gospodarowanie i polowania, wychowanie i kształcenie. Z dużą dbałością o zgodność z realiami epoki przedstawiono wszelkie posady i stanowiska oraz zajęcia, które wykonywali ludzie pracujący dla pałacu i folwarku, w tym administrator, parobek, pokojówka, stangret, kuchcik, strycharz, gajowy, sadownik, itd.
poniedziałek, 15 czerwca 2020
Szczenięce lata
Melchior Wańkowicz
Dom ten, księga żywa pokoleń
„Gdy przyszłość się otwarła, wyzwoliła się przeszłość”, a to pozwoliło Melchiorowi Wańkowiczowi napisać książkę, którą sam nazwał punktem zwrotnym swego życia i zatytułował: „Szczenięce lata”. Wielowymiarowy rozrachunek z minionymi czasami dotyczył jednak nie tylko biografii autora, ale sięgał do znacznie szerszego spectrum zagadnień: polskich dworów, utraconego szlachectwa, zasad starego świata, pojęcia pańskości. Aby w pełni spożytkować potencjał tkwiący w książce należałoby lekturę „Szczenięcych lat” odbyć dwukrotnie – raz zanurzając się w młodzieńcze przeżycia i rozważania pisarza, a drugi raz podążając za jego myślami i refleksjami natury ogólniejszej, dotyczącej historii polskich Kresów Wschodnich i kultury szlacheckiej. Należy jednak mieć na uwadze, że wspomnienia o „Szczenięcych latach” spisywał czterdziestoletni już mężczyzna o bogatym doświadczeniu życiowym. Kilkanaście lat wcześniej pozbawiono go obydwu domów, w których dorastał i o których pisał „Dom ten, księga żywa pokoleń, budowany był przez dzieje, rozrastał się na generacjach…”. Trwanie Kresów w ich odwiecznym ładzie na jego oczach skończyło się. Wstrząsający i chwytający za serce obraz zagłady dworów skwitował frazami: „życia dawnego nie ma”, a „dwory kresowe już zmarły”.Jak kogo dwór traktuje
Melchior Wańkowicz prowadząc analizę porównawczą matriarchalnego dworu w Nowotrzebach i patriarchalnego w Kałużycach opowiadał o organizacji życia we dworach, o wnętrzach i zewnętrzach obydwu posiadłości, panujących w nich tradycjach, a przede wszystkim o ich mieszkańcach i ludziach znajdujących się otoczeniu dworów. W tej rzeczonej publikacji pisarz zamieścił szeroki wachlarz kwestii, które potrafimy objąć sercem i rozumem, ale i zupełnie obce nam współczesnym. Ważnym zjawiskiem funkcjonującym w szlacheckich domach wydaje się być „Traktament… – gradacja olbrzymia tego, jak kogo dwór traktuje”. Zadając retoryczne pytanie „Ubi sunt" (qui ante nos fuerunt - Gdzie są ci, którzy byli przed nami), potomek Wańkowiczów pieczętujący się herbem Lis, starał się przybliżyć czytelnikom niuanse sposobów postępowania z ludźmi zajmującymi niższą pozycję społeczną.niedziela, 3 maja 2020
Miniatury śmiełowskie
Ewa Kostołowska
Gorzeńscy i Chełkowscy w Śmiełowie
Autorka przedstawiła czytelnikom znakomity patriotyczny ród Gorzeńskich w osobach Andrzeja – fundatora pałacu, Hieronima goszczącego Adama Mickiewicza, aż po Zygmunta, który zainicjował kult Wieszcza w Śmiełowie. Zaprezentowała równie zasłużoną rodzinę Chełkowskich: Franciszek kupił zadłużone dobra śmiełowskie, aby nie dostały się w niemieckie ręce; Józef, wybitny działacz społeczny i polityczny razem z żoną Marią wychowali dwanaścioro dzieci na prawych Polaków i obywateli. Kultywowali narodowe tradycje i dbali o zachowanie polskości w okresie zaborów. Gościnne progi domu państwa Chełkowskich w ciągu ponad czterdziestu lat przekroczyło grono najznakomitszych Polaków – pisarzy, malarzy, muzyków, rzeźbiarzy, polityków, wojskowych, hierarchów kościoła, np. Henryk Sienkiewicz, Ignacy Jan Paderewski, Wojciech Kossak, Józef Haller, Władysław Tatarkiewicz, Adolf Nowaczyński.
Oś narracji Ewy Kostołowskiej stanowi długa podróż Adama Mickiewicza z Rzymu w 1831 roku, której celem było przedarcie się do Warszawy i udział w Powstaniu Listopadowym. Siedmiomiesięcznym przystankiem w podróży okazał się pobyt w Wielkopolsce, z czego trzy tygodnie niedoszłego powstańca gościła zacna rodzina Gorzeńskich ze Śmiełowa. Niedługo później, już w Paryżu, Adam Mickiewicz stworzył swe opus magnum zatytułowane „Pan Tadeusz czyli Ostatni zajazd na Litwie”, w którym wielu miłośników Wieszcza dopatruje się motywów nie tylko wielkopolskich, ale wręcz śmiełowskich. A zatem, według nich, pierwowzorem Soplicowa mógł być Śmiełów, a zamku Horeszków – zamek w Żerkowie (znajdujący się niedaleko Śmiełowa). Niektóre epizody z poematu wiązano z wydarzeniami w pałacu śmiełowskim, np. polowania i spory o charty, rytuał parzenia kawy przez tzw. kawiarkę, książka kucharska Antoniego Ponińskiego. Według niektórych mickiewiczologów prototypami postaci z epopei stały się osoby mające związek ze Śmiełowem. I tak wzorem dla ks. Robaka mógł być ks. Tomasz Cieśliński z pobliskiego Dębna, dla Stolnika Horeszki – właściciel zamku w Żerkowie, dla Telimeny – Konstancja Łubieńska (ukochana Poety), itd. Ponadto pojawiły się w wersach „Pana Tadeusza” niezaprzeczalne realia wielkopolskie, jak nazwiska, nazwy miejscowości czy fakty historyczne. Jednakże umiejscawianie akcji poematu we wsi w Poznańskiem, jak chcą pewni entuzjaści Śmiełowa, moim zdaniem, jest li tylko ich pobożnym życzeniem. Adam Mickiewicz dorastał na Litwie w Nowogródczyźnie, w Wilnie i Kownie, gdzie żył ponad dwadzieścia lat. Czy zatem dzieło o „Ostatnim Zajeździe na Litwie” rozpoczynające się frazą: „Litwo! Ojczyzno moja” może odnosić się do wielkopolskiego pałacu? Z pewnością nie! Ewa Kostołowska dowiodła, że w tym przypadku można mówić jedynie o pewnym wpływie pobytu Wieszcza w Poznańskiem na nieliczne wątki Ksiąg mickiewiczowskich. W opozycji do powyższych uwarunkowań śmiełowskich pozostają treści, które niesie książka autorstwa Joanny Puchalskiej zatytułowana „Dziedziczki Soplicowa”, oddająca rację posiadłości w Czombrowie w Nowogródzkiem.