Barbara Gaweł
HELION 2019
«Gdyby nie panna Henrietta z
Machowej koło Pilzna, inna by mogła być treść „Pana Tadeusza” Mickiewicza.
Literatura światowa i teatr nie miałyby Arthura Millera, gdyby pewien
żydowski chłopiec nie ruszył samotnie za ocean z Radomyśla Wielkiego. Czy
wystawione by było „Wesele” Wyspiańskiego, gdyby nie ród
Pawlikowskich z Medyki? Historie opisane przez Barbarę Gaweł w książce „Krajobraz po życiu”
pokazują, jak wiele ważnych rzeczy się tu wydarzyło, jak wielu
niebanalnych ludzi przeszło przez naszą, podkarpacką ziemię, jak niezwykły
przebieg mogą przybrać historie, które zaczynają się zupełnie nijako. I
jak czasem przypadek sprawia wywinąć się losowi lub dać początek zupełnie
nowej historii. A może nie przypadek, tylko przeznaczenie?
Ta książka to opowieści o ludziach, którzy kiedyś
tu żyli. Przez ich niezwykłe historie przebijają się bohaterowie drugiego
planu – podkarpackie miasta, miasteczka i wioski. Czasem to ktoś z tej
biednej
Galicji dokonywał rzeczy niezwykłych gdzieś daleko, czasem niezwykłe historie
działy się tutaj. A jeszcze innym razem ktoś po prostu tu tylko umarł lub
się urodził. W książce Barbary Gaweł „Krajobraz po życiu. Śladami Galicji. Opowieści o ludziach i miejscach”, która wciąga czytelnika od pierwszej strony, odnajdziemy wszystko –
miłość, romanse, zdrady, śmierć, zbrodnie, genialne wynalazki, wielki świat
gwiazd, odjazdy i powroty. I to wszystko prawdziwe, to historie ludzi z krwi
i kości. A w dodatku nasze, galicyjskie, podkarpackie. To, że nasze
Podkarpacie to ziemia urodzajna, wiemy od dawna. Barbara Gaweł w swojej
książce, która ukazała się w kończącym się roku, pokazuje, że ta ziemia
rodziła ludzi, których historie miały wpływ na losy innych, by nie
powiedzieć górnolotnie, nierzadko na losy świata.
Teść Marylin Monroe pochodził z Podkarpacia
Weźmy choćby taki Radomyśl Wielki w powiecie mieleckim, w którym ma swój początek historia z jednego z reportaży zamieszczonych w książce. To właśnie w tym małym miasteczku przyszedł na świat Izydor Miller, syn Samuela, żydowskiego krawca. Chłopiec, którego rodzice, a jako jedynego z siedmiorga dzieci, nie wzięli w podróż do Ameryki. Po kilku miesiącach wuj, który się nim zajął, powiesił tabliczkę na szyję dziecka i wysłał za ocean. Po trzech tygodniach mały Izydor dotarł do brzegu w Nowym Jorku i dołączył do rodziny. Choć do końca był analfabetą, jego syn – Arthur Miller stał się najwybitniejszym dramatopisarzem i mężem Marylin Monroe, która bardzo polubiła teścia i nawet po rozstaniu z mężem utrzymywała z nim kontakt. Czuła, że łączy ich tożsamość losu, historia odtrąconych dzieci. Dzięki temu niepiśmienny chłopak z Radomyśla, który pod pokładem, w ścisku i smrodzie, płynął, by dołączyć do rodziny gościł potem na urodzinach u prezydenta Kennedy'ego. Gdyby został w Radomyślu, prawdopodobnie podzieliłby los innych Żydów – zginąłby z rąk Niemców. Tak jak jego wuj, który się nim opiekował po wyjeździe rodziców. Takich opowieści w publikacji jest dużo więcej.