Fundacja Gospodarcza Pro Europa - 2023
"Wspomnienia, przypowieści i poezja ponad czasem"
Reprezentując Salonik Literacki Uniwersytetu dla
Aktywnych w Ciechocinku zostałam laureatką Konkursu Literackiego Fundacji
Gospodarczej Pro Europa i weszłam w posiadanie publikacji z limitowanej
serii zatytułowanej "W ogrodzie wspomnień". Znalazły się w niej trzy teksty
mojego autorstwa.
Konkurs Literacki dla Seniorów
Życie zaczyna się po sześćdziesiątce, jeśli tylko
zaprzyjaźnić się z nowymi technologiami łączności i pozyskiwania informacji
oraz z mediami społecznościowymi. Wszystkie trzy niosą nietradycyjne
możliwości poznawania świata i ludzi, a relacje nawiązywane w świecie
wirtualnym nierzadko wpływają na realne sytuacje. Posłuchajcie…
DATA – Co autorka miała na myśli?
Na umówione spotkanie do Radoń jechałam z niepokojem,
ale i nadzieją. Bardzo chciałam zobaczyć ukryty za wysokim drewnianym
ogrodzeniem, położony wśród starodrzewu, biały stylowy dwór. Przez otwartą na
oścież bramę wjechałam długą aleją aż do okrągłego gazonu i zaparkowałam auto
nieopodal. Urzekły mnie dobiegające z potężnych koron drzew śpiewy ptaków i
delikatne zapachy mieszaniny kwiatów, krzewów, ziół i świeżo ściętej trawy.
Skierowałam się ku głównemu wejściu do dworu, gdzie rozegrała się scena znana
mi z literackich opisów i filmowych kadrów. Otworzyły się drzwi, z których
wyszła właścicielka domostwa rozkładając ramiona w powitalnym zapraszającym
geście, a zza niej wybiegły trzy wielkie psiska przyjaźnie merdające ogonami.
Poczułam się, jak długo oczekiwany, znamienity gość, którego należy przyjmować
ze wszelkimi honorami. I to skądinąd przyjemne wrażenie towarzyszyło mi do
samego końca wizyty. Pani Beata okazała się przesympatyczną gospodynią, która
chętnie oprowadziła mnie po reprezentacyjnych pomieszczeniach: bibliotece,
gabinecie, jadalni, kuchni i salonie, gdzie przy filiżance herbaty i
własnoręcznie upieczonym cieście opowiedziała najnowszą historię swojego domu.
Trwająca kilkanaście lat odbudowa zdewastowanego
zabytku i urządzanie wnętrz w stylu ziemiańskiej siedziby pochłonęły mnóstwo
pieniędzy, wymagały ogromu pracy oraz niepostrzeżenie wprowadziły w dorosłość
dzieci właścicieli. Renowacja przyniosła satysfakcjonujący efekt końcowy,
który cieszył wszystkich i który, podziwiałam dzięki uprzejmości Pani Beaty.
Gdy moja wizyta zbliżała się ku końcowi, gospodyni podarowała mi książkę
swojego autorstwa, opowiadającą historię dworu i jego mieszkańców,
zastrzegając, bym ją przeczytała przed datą 24 października. Dlaczego? – dziś
już wiem…
A oto ta historia. We dworze funkcjonującym
zgodnie z naturą i porami roku, na początku lat trzydziestych XX wieku,
urodziła się Janeczka, a później jej brat Stefanek. Bawili się na schodach
wejściowych, gonili ukochane wyżły, karmili wiecznie głodne kury, pływali
łódką po stawie, robili zabawki na choinkę. Nawet wtedy, gdy dookoła wrzała
totalna wojna, a dwór stał się przystanią dla uciekinierów z położonej
niedaleko stolicy, gdzie właśnie upadło Powstanie. Wysiedleńcy pomagali w
jesiennych pracach w gospodarstwie i w działającej nieustannie fabryce
marmolady. Profesor uniwersytetu pan Kowalczyk zadbał o edukację rodzeństwa, a
aktorka Teatru Powszechnego urządzała żywe sceny, w których występowali i
goście, i gospodarze. Jeden z uchodźców, artysta-malarz Frydrysiak odwdzięczał
się za gościnę obrazami – wizerunkami posiadłości i portretami gospodarzy i
ich dzieci. Tutejsi i przybysze trwali tak niepewni jutra i oczekujący
najgorszego. A ono przyszło z zupełnie innej strony i niespodziewanie uderzyło
w bezbronną jasnowłosą istotkę.
Dwunastoletnia Janeczka chorowała tylko
trzy dni. Zmarła 24 października 1944 roku.
To właśnie
ta DATA.