Marcin Rychlewski
Vesper 2006
Absurdalna seria
Zbiór „Absurdów PRL-u” szumnie nazwany
antologią zebrał i skomentował poznański językoznawca Marcin Rychlewski. Tomem tym wydawnictwo Vesper rozpoczęło absurdalny cykl – dołączając jeszcze „Absurdy PRL-u 2” oraz
”Absurdy Polski międzywojennej”. Publikacja o „Absurdach PRL-u” adresowana do młodych czytelników, zapewne miała im pomóc rozeznać się, w skomplikowanych realiach
państwa budującego socjalizm. Realizacji tego zadania służyły zgromadzone w książce przykłady niedorzecznych zjawisk charakterystycznych dla codziennego życia Polaków, jak i funkcjonujące w przestrzeni publicznej. Jednak, aby zrozumieć polityczne dowcipy z czasów PRL-u niezbędna była choć minimalna wiedza z
historii Polski i orientacja w stosunkach społecznych epoki
Bieruta,
Gomułki,
Gierka. Nieco światła na poruszane zagadnienia rzucił kończący opracowanie
Indeks, z krótkimi informacjami nt. osób, piastowanych stanowisk, partii i organizacji działających w
powojennej Polsce. Bez tego retrospektywnego leksykonu, kto z młodzieży potrafiłby rozszyfrować skróty:
ORMO, ZOMO, NKWD, POP, WRON, TPPR, WUML? Wyjaśniono tam również wybrane pojęcia i kuriozalne zjawiska występujące w powojennej komunistycznej Polsce, tak aby młodzi potrafili zrozumieć dowcipy:
„
Dlaczego wprowadzono stan wojenny? Bo nie można było wprowadzić stanu przedwojennego.”
Albo
„
Jaka jest różnica między wojną i stanem wojennym? Na wojnie mają prawo strzelać obie strony”.
Humor polityczny z czasów PRL-u nierzadko odwoływał się do okresu przedwojennego, gdy polskie
elity składały się z przedstawicieli
arystokracji i ziemiaństwa, przeciwnie niż w komunistycznej Polsce. W tym miejscu przytaczam mój ulubiony dowcip o komunistycznych elitach.
„Gośćmi na polowaniu są osobistości partyjne: Moczar, Babiuch, Kociołek, Siwak, Motyka. Przedwojenny łowczy po zapoznaniu się z listą nazwisk zapytał: Dobrze, to
nagonka. Ale kto będzie z panów?”
I śmieszno i straszno...
Dalsze rozdziały książki przynoszą fragmenty z ksiąg skarg i zażaleń, z urzędowych pism, z listów obywateli do prasy, radia, telewizji. I tu przestaje być zabawnie, pomimo, że panowało ogólne przekonanie, iż Polska jest „najweselszym barakiem w obozie socjalistycznym”. Osoby pamiętające te absurdalne czasy nie potrafią śmiać się z kartek na mięso, mleko, cukier, z wyrywanych sobie nawzajem w sklepach skarpet dla dzieci. Nie było do śmiechu ludziom stojącym dwie doby zimą na ulicy, pod sklepem meblowym, w oczekiwaniu na dostawę meblościanek!
Ale niech tam! Takie pochwały sklepów zdarzały się nad wyraz rzadko i nikt z młodych ludzi ich nie zrozumie: "Dziękuję za rodzynki, które kupiłam w tym sklepie, a nie mogłam dostać od 2 lat w całym śródmieściu".
"Personel obecny jest fachowy i miły. Odnoszę wrażenie, jakbym był obsługiwany przed wojną".
Częściej natomiast pojawiały się wpisy krytyczne, np. "Weszłam do sklepu i co widzę... Na stoisku mięsnym nie ma żadnej wędliny... Co mają jeść ludzie pracy?" lub "Proponuję organizowanie comiesięcznych narad z bufetowymi, które legitymują się negatywnymi wynikami naparów kawowych".
|
Kartka na mięso |
|
Etykieta zastępcza |