środa, 17 sierpnia 2022

Majster Bieda czyli zakapiorskie Bieszczady

 

Andrzej Potocki

CARPATHIA 2021



 








 

Fascynujące oblicza Bieszczadu

      Andrzej Potocki pojawił się w Bieszczadach jako bardzo młody człowiek i poznawał je z autopsji kilkanaście lat. Został ekspertem od tych pasm górskich i eksploatuje ich temat do dziś. Pomieszkując w Bieszczadach i wykonując zawód animatora kultury i dziennikarza dotarł do wielu interesujących ludzi, wśród których znajdowali się i artyści i włóczędzy. Fascynacja innością tych postaci znalazła ujście w jego aktywności zawodowej. Pisał artykuły, książki, realizował filmy i reportaże głównie poświęcone tematyce Bieszczadów. W publikacji zatytułowanej „Majster Bieda…” wziął na tapet (nie na tapetę) zjawisko bieszczadzkich zakapiorów, dzięki czemu powstał tom wielopłaszczyznowy i wielowątkowy, w którym autor zawarł całokształt wiedzy o naszej części Beskidów Lesistych. A więc dzieje terenów bieszczadzkich, analiza kontekstu społecznego, omówił losy miejscowości i zamieszkujących je ludzi oraz zaprezentował postaci niemal trzydziestu tutejszych trampów zakapiorów.
     Tragiczne lata 40. XX wieku w Bieszczadach, ujęte przez Andrzeja Potockiego, to pacyfikacje ukraińskich wsi z Polski południowo-wschodniej, wysiedlanie ich mieszkańców na tzw. Ziemie Odzyskane, przejmowanie ich majątków, niszczenie zabudowań, cerkwi i cmentarzy jako odwet za zbrodnie Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA) na Polakach. Zdarzały się nawet przypadki używania cerkiewnych desek w budownictwie, bezczeszczenie cmentarzy, świętokradztwa wyposażenia świątyń.

Ziemia obiecana czy zesłanie

     Na ponad trzystu stronach Andrzej Potocki próbował zdefiniować fenomen Bieszczadów, które „sprawdzały się jednakowo dobrze w roli chwilowej przechowalni, ziemi obiecanej, jak i miejsca zesłania”. Na wyludnionych górskich obszarach „łatwiej było… zatrzeć ślady swojej niekoniecznie świetlanej przeszłości albo po prostu zacząć pisać swój życiorys od początku”. Przybysze z siermiężnego PRL-u podejmowali obydwie próby z różnym skutkiem. Rekrutowali się z różnych grup społecznych – byli wśród nich artyści, absolwenci, inteligenci, frustraci, romantycy, niebieskie ptaki, młodzi idealiści i pospolita biedota. Przygnani różnymi kolejami ludzkich losów uciekali przed prawem, pracą, wojskiem, rodziną, odpowiedzialnością, narkotykami. Zderzenie z brutalną bieszczadzką rzeczywistością odczuwali boleśnie, ale zostawali „bo stąd nie ma już dokąd… uciec”. Imali się zajęć pozwalających przeżyć (i to nie zawsze), ale nie żyć. Zbieracze runa leśnego, drwale, wypalacze, pasterze, kłusownicy, przemytnicy, rolnicy, kowboje, hotelarze, goprowcy i artyści permanentnie cierpieli „na zespół dnia poprzedniego”. Bohaterowie opowieści Andrzeja Potockiego oscylowali między walką o przetrwanie a wolnością, która „najbardziej kojarzyła się z samozagładą”. Trafnie scharakteryzował swoich ziomków Franciszek Lach, który w dzieciństwie naprawdę pijał mleko prosto od krowy (bezpośrednio z wymienia): „bieszczadzcy zakapiorzy to ludzie z przeszłością, ale bez przyszłości”.

Jego diabeł stróż - Z. Pękalski 1995

 „Idąc przez Bieszczad

     Wspomniani wagabundowie to także artyści, dla których tworzywem bywał lipowy kloc, nadpalona deska, świńskie koryto czy kawał drewna, który można „w anioły przemienić” lub inne dusiołki. Każdy z twórców „szukał sękatych gałęzi, zwichrzonych korzeni i dopowiadał je dłutem”. W prywatnych galeriach zgromadzono obok siebie biesy i świętych, Madonny i fajki, ikony i Chrystusy Frasobliwe, wszystko na chwałę Najwyższego. Ich kompozycje malarskie oplecione nostalgią jak pajęczyną babiego lata” powstawały na wszystkim, co znaleźli – także na ścianach – tworząc drewnale. „Poza tym ćpaniem, chlaniem i rzeźbieniem pisali znakomite wiersze”. „Idąc przez Bieszczad” składali słowa w melancholijne lub radosne strofy:

Ubywa czasu jak piwa w szklance
Ile nam jeszcze zostało
Wypijać szybciej albo żyć wolniej
Albo żyć ostro i śmiało
     Niełatwa egzystencja bieszczadników z czasem stawała się inspiracją dla innych twórców, jak np. zespoły muzyczne: Stare Dobre Małżeństwo czy Wolna Grupa Bukowina, założona przez Wojtka Belona. Młody muzyk i tekściarz poświęcił (w latach 70. XX wieku) swój utwór jednemu z bieszczadzkich zakapiorów nadając mu imię Majster Bieda, wykorzystane przez Andrzeja Potockiego w tytule rzeczonej publikacji. Może za przykładem włóczykijów z okolic Cisnej i Komańczy pojawili się tam poeta Jerzy Harasymowicz, Zofia Komedowa – żona „tego” Komedy czy Michał Giercuszkiewicz – perkusista Dżemu.

Bieszczadzka Madonna

 

"Odór menelstwa" czy "wonność niekoszonych traw"

      Lektura zbioru opowiadań wzbudziła we mnie ambiwalentne odczucia. Nie wiem, czy autor chciał czytelników zachęcić, czy zniechęcić do poznawania Bieszczadów. Z jednej strony przytłacza wszechobecny alkoholizm zakapiorów, bardziej przypominających meneli w stanie notorycznej nietrzeźwości niż romantycznych łowców przygód. „Bohaterowie” książki, bywalcy knajpy-mordowni, tworzyli jej klimat, gdzie można „poczuć ten smród zakapiorstwa i odór menelstwa, popatrzeć na te gęby budzące grozę, posłuchać tej ociekającej przekleństwami polskiej mowy, zjeść ten kurewsko kwaśny bigos…, wypić piwo o zapachu końskiego moczu”. W oparach smakującego siarką „wina marki wino” zagubił się romantyzm Bieszczadów i pomieszkujących w nich twardzieli. A szkoda… Z drugiej jednak strony byli to przecież wrażliwi artyści, ratownicy górscy, wyznawcy odrębnych zasad, którzy posługiwali się swoistym kodeksem honorowym. Może to tylko autorskie zachwianie proporcji między pozytywnym a negatywnym wizerunkiem bieszczadników znanych jedynie pod frapującymi pseudonimami (Dwatysięce, Majster Bieda, Francuz).
Poza omawianymi opowieściami Andrzej Potocki w latach 90. XX w. nakręcił dla TVP Rzeszów m.in. kilkanaście filmów w cyklu „Zakapiorskie Bieszczady”. Jakże inny jest ich wydźwięk w porównaniu z książką, w której cytowane są fragmenty filmowego tekstu. Dlaczego zatem pisząc o zakapiorach autor z powodzeniem odbrązowił ich legendę?
     Soczysty język Andrzeja Potockiego zachęca do przeczytania książki do końca, pomimo panującego w niej chaosu, który zawdzięczamy zapewne redaktorowi wydania. Mozaika zasadniczych i pobocznych wątków, przeplatanka losów postaci, mieszanina miejsc i czasów akcji nie sprzyjają percepcji książki, posiadającej wśród wielu zalet nieprzeciętne walory poznawcze. Poetycki styl pisarski autora tomików wierszy uatrakcyjnił obcowanie z interesującą lekturą, a z wybranych prostych fraz można by ułożyć zbiór cytatów:
wonność niekoszonych traw”, „radością duszę paść”, „piszczałki organów spętane milczeniem”, „pies rozszczekiwał ciszę”, „lato już przekwitło”, „bezdomni bezcerkiewni święci
czy nieco filozofujące „każdy musi wyważyć swoje drzwi”, „życie bez walki traci sens”, w życiu do wszystkiego potrzebny jest pretekst”.  

„Urzekły go ich historie"

      Czy zakapiorzy w wydaniu Andrzeja Potockiego warci byli uwiecznienia na kartach książki? Jako zjawisko socjologiczne pewnie tak, ale nie jako element bieszczadzkiego tygla kulturowego z romantyzmem górskiej krainy na końcu świata. Ich brutalny, męski świat, pojmowanie wolności absolutnej jako „wolności dla wolności”, ukazane przez dziennikarza, niekoniecznie są akceptowalne społecznie – czy mieszkanie na śmietniku to wzorzec do naśladowania czy raczej patologia? Czy pozostawienie za sobą wszystkiego i wszystkich to akt odwagi czy tchórzostwo? Taśmowo produkowane rzeźby to jeszcze sztuka czy tylko rzemiosło artystyczne? Czy to, że odeszli na Niebieskie Połoniny ich nobilituje? Andrzej Potocki stworzył legendę bieszczadzkich zakapiorów zaintrygowany wyczynami „niepokornych” twardzieli. Zakapiorstwo, takie jak zaprezentował, to nie romantyzm, przygoda i legenda, a zaledwie ekscesy, egzotyka i ekstrawagancja. Przypuszczam, że autora „urzekły ich historie”…

"Skąd przychodził kto go znałKto mu rękę podał kiedyNad rowem siadał wyjmował chlebSerem przekładał i dzielił się z psemTyle wszystkiego co sobą miałMajster Bieda"



* zdjęcia własne z książki


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz