Andrzej Potocki
CARPATHIA 2021
Fascynujące oblicza Bieszczadu
Andrzej Potocki pojawił się w Bieszczadach jako
bardzo młody człowiek i poznawał je z autopsji kilkanaście lat. Został
ekspertem od tych pasm górskich i eksploatuje ich temat do dziś.
Pomieszkując w Bieszczadach i wykonując zawód animatora kultury i
dziennikarza dotarł do wielu interesujących ludzi, wśród których znajdowali
się i artyści i włóczędzy. Fascynacja innością tych postaci znalazła ujście w
jego aktywności zawodowej. Pisał artykuły, książki, realizował filmy i
reportaże głównie poświęcone tematyce Bieszczadów. W publikacji zatytułowanej
„Majster Bieda…” wziął na tapet (nie na tapetę) zjawisko
bieszczadzkich zakapiorów, dzięki czemu powstał tom wielopłaszczyznowy
i wielowątkowy, w którym autor zawarł całokształt wiedzy o naszej części
Beskidów Lesistych. A więc dzieje terenów bieszczadzkich, analiza
kontekstu społecznego, omówił losy miejscowości i zamieszkujących je ludzi
oraz zaprezentował postaci niemal trzydziestu tutejszych trampów zakapiorów.
Tragiczne lata 40. XX wieku w Bieszczadach,
ujęte przez Andrzeja Potockiego, to pacyfikacje ukraińskich wsi z
Polski południowo-wschodniej, wysiedlanie ich mieszkańców na tzw. Ziemie
Odzyskane, przejmowanie ich majątków, niszczenie zabudowań, cerkwi i cmentarzy
jako odwet za zbrodnie Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA) na Polakach.
Zdarzały się nawet przypadki używania cerkiewnych desek w budownictwie,
bezczeszczenie cmentarzy, świętokradztwa wyposażenia świątyń.
Ziemia obiecana czy zesłanie
Na ponad trzystu stronach Andrzej Potocki próbował
zdefiniować fenomen Bieszczadów, które „sprawdzały się jednakowo dobrze w roli chwilowej przechowalni, ziemi
obiecanej, jak i miejsca zesłania”. Na wyludnionych górskich obszarach „łatwiej było… zatrzeć ślady swojej niekoniecznie świetlanej przeszłości
albo po prostu zacząć pisać swój życiorys od początku”. Przybysze z siermiężnego PRL-u podejmowali obydwie próby z różnym
skutkiem. Rekrutowali się z różnych grup społecznych – byli wśród nich
artyści, absolwenci, inteligenci, frustraci, romantycy, niebieskie ptaki,
młodzi idealiści i pospolita biedota. Przygnani różnymi kolejami ludzkich
losów uciekali przed prawem, pracą, wojskiem, rodziną,
odpowiedzialnością, narkotykami. Zderzenie z brutalną bieszczadzką
rzeczywistością odczuwali boleśnie, ale zostawali „bo stąd nie ma już dokąd… uciec”. Imali się zajęć pozwalających przeżyć (i to nie zawsze), ale nie żyć.
Zbieracze runa leśnego, drwale, wypalacze, pasterze, kłusownicy, przemytnicy,
rolnicy, kowboje, hotelarze, goprowcy i artyści permanentnie cierpieli „na zespół dnia poprzedniego”. Bohaterowie opowieści Andrzeja Potockiego oscylowali między walką o
przetrwanie a wolnością, która „najbardziej kojarzyła się z samozagładą”. Trafnie scharakteryzował swoich ziomków Franciszek Lach, który w
dzieciństwie naprawdę pijał mleko prosto od krowy (bezpośrednio z wymienia):
„bieszczadzcy zakapiorzy to ludzie z przeszłością, ale bez przyszłości”.
„Idąc przez Bieszczad”
Wspomniani wagabundowie to także artyści, dla
których tworzywem bywał lipowy kloc, nadpalona deska, świńskie koryto czy
kawał drewna, który można „w anioły przemienić” lub inne
dusiołki. Każdy z twórców „szukał sękatych gałęzi, zwichrzonych korzeni i dopowiadał je dłutem”. W prywatnych galeriach zgromadzono obok siebie biesy i świętych,
Madonny i fajki, ikony i Chrystusy Frasobliwe, wszystko na chwałę Najwyższego.
Ich kompozycje malarskie „oplecione nostalgią jak pajęczyną babiego lata” powstawały na wszystkim, co znaleźli – także na ścianach – tworząc
drewnale. „Poza tym ćpaniem, chlaniem i rzeźbieniem pisali znakomite wiersze”. „Idąc przez Bieszczad” składali słowa w melancholijne lub radosne
strofy:
„Ubywa czasu jak piwa w szklanceNiełatwa egzystencja bieszczadników z czasem stawała się inspiracją dla innych twórców, jak np. zespoły muzyczne: Stare Dobre Małżeństwo czy Wolna Grupa Bukowina, założona przez Wojtka Belona. Młody muzyk i tekściarz poświęcił (w latach 70. XX wieku) swój utwór jednemu z bieszczadzkich zakapiorów nadając mu imię Majster Bieda, wykorzystane przez Andrzeja Potockiego w tytule rzeczonej publikacji. Może za przykładem włóczykijów z okolic Cisnej i Komańczy pojawili się tam poeta Jerzy Harasymowicz, Zofia Komedowa – żona „tego” Komedy czy Michał Giercuszkiewicz – perkusista Dżemu.
Ile nam jeszcze zostało
Wypijać szybciej albo żyć wolniej
Albo żyć ostro i śmiało”
"Odór menelstwa" czy "wonność niekoszonych traw"
Lektura zbioru opowiadań wzbudziła we mnie
ambiwalentne odczucia. Nie wiem, czy autor chciał czytelników zachęcić,
czy zniechęcić do poznawania Bieszczadów. Z jednej strony przytłacza
wszechobecny alkoholizm zakapiorów, bardziej przypominających meneli w
stanie notorycznej nietrzeźwości niż romantycznych łowców przygód.
„Bohaterowie” książki, bywalcy knajpy-mordowni, tworzyli jej klimat, gdzie
można „poczuć ten smród zakapiorstwa i odór menelstwa, popatrzeć na te gęby
budzące grozę, posłuchać tej ociekającej przekleństwami polskiej mowy, zjeść
ten kurewsko kwaśny bigos…, wypić piwo o zapachu końskiego moczu”. W oparach smakującego siarką „wina marki wino” zagubił się
romantyzm Bieszczadów i pomieszkujących w nich twardzieli. A szkoda… Z
drugiej jednak strony byli to przecież wrażliwi artyści,
ratownicy górscy, wyznawcy odrębnych zasad, którzy posługiwali się
swoistym kodeksem honorowym. Może to tylko autorskie
zachwianie proporcji między pozytywnym a negatywnym wizerunkiem
bieszczadników znanych jedynie pod frapującymi pseudonimami
(Dwatysięce, Majster Bieda, Francuz).
Poza
omawianymi opowieściami Andrzej Potocki w latach 90. XX w. nakręcił dla TVP
Rzeszów m.in. kilkanaście filmów w cyklu „Zakapiorskie Bieszczady”. Jakże inny jest ich wydźwięk w porównaniu z książką, w której
cytowane są fragmenty filmowego tekstu. Dlaczego zatem pisząc o zakapiorach
autor z powodzeniem odbrązowił ich legendę?
Soczysty język
Andrzeja Potockiego zachęca do przeczytania książki do końca, pomimo
panującego w niej chaosu, który zawdzięczamy zapewne
redaktorowi wydania. Mozaika zasadniczych i pobocznych wątków,
przeplatanka losów postaci, mieszanina miejsc i czasów akcji nie
sprzyjają percepcji książki, posiadającej wśród wielu zalet
nieprzeciętne walory poznawcze. Poetycki styl pisarski autora
tomików wierszy uatrakcyjnił obcowanie z interesującą lekturą, a z wybranych
prostych fraz można by ułożyć zbiór cytatów:
„wonność niekoszonych traw”, „radością duszę paść”, „piszczałki organów spętane milczeniem”, „pies rozszczekiwał ciszę”, „lato już przekwitło”, „bezdomni bezcerkiewni święci”
czy nieco filozofujące „każdy musi wyważyć swoje drzwi”, „życie bez walki traci sens”, w życiu do wszystkiego potrzebny jest pretekst”.
„Urzekły go ich historie"
Czy zakapiorzy w wydaniu Andrzeja
Potockiego warci byli uwiecznienia na kartach książki? Jako
zjawisko socjologiczne pewnie tak, ale nie jako element bieszczadzkiego
tygla kulturowego z romantyzmem górskiej krainy na końcu świata.
Ich brutalny, męski świat, pojmowanie wolności absolutnej jako „wolności dla wolności”, ukazane przez dziennikarza, niekoniecznie są
akceptowalne społecznie – czy mieszkanie na śmietniku to wzorzec do
naśladowania czy raczej patologia? Czy pozostawienie za sobą wszystkiego i
wszystkich to akt odwagi czy tchórzostwo? Taśmowo produkowane
rzeźby to jeszcze sztuka czy tylko rzemiosło artystyczne? Czy
to, że odeszli na Niebieskie Połoniny ich nobilituje? Andrzej Potocki stworzył
legendę bieszczadzkich zakapiorów zaintrygowany wyczynami
„niepokornych” twardzieli. Zakapiorstwo, takie jak zaprezentował, to
nie romantyzm, przygoda i legenda, a zaledwie ekscesy, egzotyka i
ekstrawagancja. Przypuszczam, że autora „urzekły ich historie”…
"Skąd przychodził kto go znałKto mu rękę podał kiedyNad rowem siadał wyjmował chlebSerem przekładał i dzielił się z psemTyle wszystkiego co sobą miałMajster Bieda"

* zdjęcia własne z książki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz