środa, 20 czerwca 2018

Kresowe losy

Witold Czarnecki Fot. sybir.com.plWitold Czarnecki     


Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej 1995








Żołnierzom Armii Krajowej

     Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej wydało, już po przewrocie 1989 roku, interesującą książeczkę autorstwa Witolda Czarneckiego (rocznik 1927) o pojemnym, ale w pełni uzasadnionym, tytule „Kresowe losy”. Opowiedziane koleje życia ich autora okazały się bowiem podobne dla większości przedstawicieli pokolenia kresowego urodzonych w wolnej Polsce. Scenariusze ich życia pisane przez barbarzyńskich najeźdźców zbudowane były z kilku aktów: niepodległościowa konspiracja, walka zbrojna w strukturach wojskowych, zesłanie do łagrów i więzień, powrót do powojennej Polski albo dobrowolna czy przymusowa emigracja. Witold Czarnecki kończy książkę tragiczną listą towarzyszy broni ze swego plutonu, gdzie obok nazwisk figurują wpisy: zginął, zamordowany, więzienie, łagier. W tej sytuacji autor poczuł się "dzieckiem szczęścia".
     Były akowiec zakończył wspomnienia w sierpniu 1945 roku, gdy udało mu się powrócić do Ojczyzny do Białegostoku, z którym związał swe przyszłe życie. Witold Czarnecki jest profesorem architektury i urbanistyki przemysłu na Politechnice Białostockiej oraz v-prezesem Okręgu Białystok Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Razem ze swym synem Bartoszem zaprojektowali (pro publico bono) białostocki pomnikŻołnierzom Armii Krajowej” odsłonięty w 1995 roku.
     Przesycone treścią wspomnienia autor rozwinął w wydanych później publikacjach o „Losach Żołnierzy kresowych AK”, „Żyłem ciekawie”, „AK na Białostocczyźnie 1939-45.

Wilno i Wileńszczyzna

     Witold Czarnecki, niczym dwie strony medalu, najpierw zaprezentował w książce blaski przedwojennego Wilna, a w następnej kolejności przekazał suchą relację z pobytów w łagrach, które odcisnęły trwałe piętno na duszy osiemnastolatka.
Wileńska inteligencja czasów międzywojnia bywała w tamtejszych teatrach, filharmonii, kinach, pod Ostrą Bramą. Autor poprowadził nas do miejsc spotkań towarzyskich ludzi sztuki, nauki, lekarzy, inżynierów; do sławnych kawiarń, restauracji, hoteli. Zaprosił, razem z ziemiaństwem Wileńszczyzny, do arcypolskich dworów, takich jak majątek Onżadowo w obwodzie grodzieńskim czy majątek koło Zelwy nieopodal Wołkowyska, gdzie „Piękny, stary drewniany dwór z gankiem, do którego prowadziła aleja wysadzana lipami, gazon przed gankiem. Na osi domu sień, na prawo sala jadalna z portretami przodków”.

Białostocki pomnik „Żołnierzom Armii Krajowej”Fot. fluidi.pl
Białostocki pomnik „Żołnierzom Armii Krajowej” Fot. fluidi.pl
Rota Przysięgi Żołnierza Armii Krajowej Fot. niezlomni.com
Rota Przysięgi Żołnierza Armii Krajowej  Fot. niezlomni.com


















piątek, 15 czerwca 2018

Lepszy dzień nie przyszedł już

Wilk, Roman, Dołęga, Rado - 1974 Aleksandra Ziółkowska-Boehm  


ISKRY 2012















Polskość jak stuletni dębniak...

     Gawęda Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm o „Dworze w Kraśnicy i hubalowym Demonie” zainspirowała mnie do powtórnego sięgnięcia po inną lekturę tej samej autorki. Jakże inaczej odczytywałam myśli zawarte w publikacji o niebanalnym tytule „Lepszy dzień nie przyszedł już”. „Pierwsze czytanie” wstrząsnęło mną przerażającymi opisami aktów przemocy fizycznej i psychicznej, jakie miały miejsce podczas deportacji, wywózek, osiedleń, katorżniczej pracy i egzystencji na nieludzkiej ziemi. „Aby przeżyć do jutra, traciło się czasami człowieczeństwo. Głód tłumaczył wszelkie zachowania”. Więc nie dziwiło wtedy skonsumowanie psa czy głowy konia. „Drugie czytanie” pozwoliło mi z większą uwagą skupić się na pojedynczych losach ludzi postawionych w obliczu tragicznych wydarzeń w nienormalnych okolicznościach, będących zaprzeczeniem humanitarnych warunków życia. W zderzeniu z realistycznym przedstawieniem uroków życia w kresowych dworach: w Szemiotówce na Polesiu, w Dźwiniaczu na Podolu czy w Ławskim Brodzie na Nowogródczyźnie, gdzie „polskość jak stuletni dębniak nastała”, gehenna zesłańców jawiła się wyjątkowo koszmarnie. A na Kresach było tak pięknie:
duży okrągły bochenek leżał na stole na desce, obok nóż. Najpierw Tatuś robił krzyż, nazywało się to «przeżegnać chleb»”, 
Na Wielkanoc przyrządzano szynki. Wędzono je dwa tygodnie, paląc drewnem olchowym i jałowcowym, we własnej wędzarni”, 
na zamieszkanie w internacie przygotowano… specjalną wyprawkę – oznaczone monogramami noże, widelce, prześcieradła, ręczniki”.

 

Nie mogłam płakać, nie umiałam

     Aleksandra Ziółkowska-Boehm, jak nikt inny umiała zanurzyć się w niełatwe biografie Polaków, którym hitlerowscy i sowieccy okupanci, jednym rozkazem, zagrabili i zniszczyli wszystko: domy, rodziny, Ojczyznę. Pisarce udało się uniknąć w tekście taniego sentymentalizmu, przesadnego dramatyzowania i nadmiernego patosu. „Nie mogłam płakać, nie umiałam. Dalej nie mogę”. Tak wspominała Joanna, a może Aleksandra spisująca wspomnienia Joanny? Tekst książki został natomiast przepełniony opisami szlachetnych uczynków, charakterystykami prawych ludzi i ich wyjątkowymi reakcjami na zło (Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj).
Wzruszająca i przerażająca jest fotografia wykonana w latach trzydziestych XX wieku w Kobryniu na Polesiu, a przedstawiająca rodzinę Michalaków: Władysławę, Antoniego, Joasię, Józia i Henia. Bilans strat wojennych osób z tego zdjęcia wypadł dramatycznie. Z pięciu członków rodziny ocalała w istocie jedynie Joanna. Jej brat Józio przeżył, ale z uszkodzonym mózgiem był niezdolny do samodzielnego życia. Rodzice trójki dzieci zginęli podczas „podróży” bydlęcym pociągiem na zesłanie. Henio zmarł w szpitalu w Teheranie. Miał tylko sześć lat

Michalakowie:Władysława, Antoni, Józio, Henio - lata 30' XX w.
Michalakowie:Władysława, Antoni, Józio, Henio - lata 30' XX w.

środa, 6 czerwca 2018

Sześć pięter luksusu

Witraż  - fot. www.dtbj.pl Cezary Łazarewicz


ZNAK 2013






 

 

 

 

 

 

 

Społeczna pamięć marki

     Moja Babcia (1905-1994) z dumą wspominała, że przed wojną, około roku 1935, kupiła sobie elegancki płaszcz „u Braci Jabłkowskich”. Czterdzieści lat później brzmiało to, jak dawno minione echa Polski międzywojennej. Kolejne czterdzieści lat później, korzystałam  z noclegu w apartamencie Apple Inn, znajdującego się w odzyskanej niedawno przez prawowitych właścicieli, Kamienicy Jabłkowskich. Dowiedziałam się wtedy od kogoś z rodziny Jabłkowskich o wygranej batalii toczonej o stojący opodal Dom Towarowy Braci Jabłkowskich. Stanowiło to dla mnie sygnał, że może, choć w niewielkim stopniu, coś będzie tak, jak dawniej

Pamiętnik Starego Subiekta?

     Miłą niespodzianką okazała się lektura książki zatytułowanej „Sześć pięter luksusu. Przerwana historia Domu Braci Jabłkowskich”. Jej autor – Cezary Łazarewicz – dziennikarz, publicysta, pisarz i działacz opozycyjny z lat osiemdziesiątych XX wieku, zaskoczył mnie przede wszystkim pięknie opowiedzianymi dziejami Rodziny Jabłkowskich i jej „ziemi obiecanej” – przedwojennej Warszawy. Ponadto ciekawą strukturą książki oraz lekkim piórem, którego umiejętnie używał opisując trudne losy rodzinnej firmy. Autor wczuł się w klimat epoki tak doskonale, że często wydawało mi się, że czytam Pamiętnik Starego SubiektaIgnacego Rzeckiego. Z dużą znajomością rzeczy wprowadził czytelników w arkana organizacji Domu Towarowego o trzystu stoiskach w czterdziestu czterech sklepach z pracującymi ponad sześciuset osobami.