niedziela, 23 stycznia 2022

Pięć Stawów. Dom bez adresu

Beata Sabała-Zielińska 

 

Prószyński i S-ka 2020








Najwyżej położone schronisko

      Książka autorstwa Beaty Sabały-Zielińskiej zatytułowana „Pięć Stawów. Dom bez adresu” to swoiste kompendium wiedzy o turystyce tatrzańskiej – letniej i zimowej. W mojej opinii winna stać się lekturą obowiązkową dla wszystkich trafiających w Tatry – turystów i nieturystów, młodych i młodych duchem, a szczególnie dla przypadkowych weekendowych przybyszy, nie mających żadnego pojęcia o górach. Autorka, dzięki wsparciu właścicielek schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich – Marty i Marychny Krzeptowskich, poruszyła w tomie ogół tematyki obracającej się wokół tej górskiej oazy. Przekrojowe ujęcie problematyki tytułowego „Domu bez adresu” obejmuje funkcjonowanie instytucji ekonomicznej o charakterze usługowym, działalność ludzi na różnych płaszczyznach zależności od gór, osadzenie Tatr w naturze z żywiołami i zwierzętami, kontekst historyczny oraz misję i wizję tatrzańskiego schroniska.
     W publikacji przedstawiono dzieje obiektu położonego nieopodal wodospadu Wielka Siklawa, a na ich tle historyczne zmiany sposobu wędrowania po najbliższych Zakopanemu górach. Dzieje te stały się także kanwą do opowieści o najnowszej historii Polski, o przekraczaniu zielonej granicy podczas okupacji, o antykomunistycznej konspiracji, o stanie wojennym, o Raporcie Taterników, itp. Rodowita góralka (a czy może być nierodowita?), Beata Sabała-Zielińska, zaprezentowała czytelnikom całą plejadę nietuzinkowych postaci, jak i zwykłych ludzi, którzy znaleźli się w najwyżej położonym schronisku w Polsce. Na pięciostawiańską społeczność składają się grypy osób o różnej proweniencji. Autorka przybliżyła nam środowisko właścicieli i dzierżawców, kadrę i personel pomocniczy oraz mile widzianych, oczekiwanych gości i przygodnych klientów.

Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów PolskichSchronisko w Dolinie Pięciu Stawów PolskichPrzed Schroniskiem w Pięciu Stawach


Pięciostawiańska społeczność

      Przekazywanie nadzoru i pieczy nad schroniskami w rodzinie Krzeptowskich odbywało się z pokolenia na pokolenie. To tutaj miały miejsce prywatne uroczystości (także oświadczyny i śluby), to tutaj wychowywano dzieci w myśl zasady „Kto dorasta do pomocy, zaczyna się do niej włączać”. Z tych dzieci, które same sobie wyznaczały granice, wyrastali przyszli menedżerowie turkusowej firmy pod szczytami Tatr. Nie dziwi zatem fakt, że kolejni zarządzający Piątką mieli poczucie wykonywania misji i pełnienia służby na rzecz tych, którym udało się dotrzeć do tatrzańskiego azylu.
     Zapewnieniem sprawnej obsługi tzw. ruchu turystycznego zajmuje się liczna załoga placówki zatrudniona w niej po kilkanaście lat (a często i dłużej). To dzięki nim turyści mogą odpocząć i posilić się w Pięciostawiańskiej Dolinie. Nie zdają sobie jednak sprawy, jak wielkiego poświęcenia wymaga ciężka praca w ekstremalnie trudnych warunkach Tatr Wysokich i z jakimi problemami borykają się pracownicy na co dzień. Budowy i rozbudowy obiektu, zasilanie w prąd elektryczny, skomplikowany transport do i od schroniska oraz całkiem prozaiczne kwestie śmieci czy szamba opisane są w książce nie tylko rzetelnie, ale i z poczuciem humoru. Wiele uwagi skupiono na dostarczaniu towarów do Piątki, w czym mieli udział tragarze, konie oraz kolejka Zorba.
     Najliczniejszą grupę osób, o których opowiedziała Beata Sabała-Zielińska, stanowią bywalcy Domu bez adresu. Wśród nich znaleźli się tzw. prawdziwi turyści, jak i osoby chcące tylko „zaliczyć” pobyt w górskim schronisku i zrobić sobie selfie na jego tle. Ci pierwsi to m.in. wybitne postaci polskiej kultury i nauki, artyści, ale także studenci okupujący podłogę jadalni czy Rzęchy i Abstrakcjoniści. Ci wszyscy ludzie gór potrafili się razem bawić – do legendy przeszły sylwestrowe zjazdy z pochodniami czy wielkanocne biegi zjazdowe na nartach.
     Nad bezpieczeństwem ich wszystkich czuwają ratownicy TOPR, którzy „bez względu na porę roku, dnia i stan pogody” udają się w góry „w celu poszukiwań zaginionego i niesienia mu pomocy”. Wiele miejsca w publikacji poświęcono zagrożeniom, jakie niesie turystyka tatrzańska, taternictwo i narciarstwo, które wydaje się ulubioną zimową aktywnością pięciostawiańskich gości. Jej skutkiem są wypadki, które wywołują „tacy, co muszą iść tam, gdzie ich jeszcze nie było” powodując np. zejście lawiny. Nie zawsze jednak winien jest człowiek – często dają o sobie znać nieokiełznane siły przyrody, pokazujące nam miejsce w szeregu. Podążając tatrzańskim szlakami doświadczyłam grozy niespodziewanej burzy, powalającego wiatru, gwałtownego spadku temperatury, ulewy i gradobicia, dezorientującej mgły, itd. Słysząc warkot nadlatującego śmigłowca TOPR-u pochylam z szacunkiem i wdzięcznością głowę…

Andrzej Krzeptowski z psem Filancem
Marychna i Marta Krzeptowskie pod KolejkąMaria Krzeptowska - legenda Pięciu Stawów


W górach więcej spraw się zaczyna

      Górska gawęda skrzy się dowcipami sytuacyjnymi, pysznymi anegdotami i relacjami nieoczekiwanych incydentów. O czytaniu w Tatrach do góry nogami, o psie Filancu (filanc to tatrzański strażnik) ratującym ludzi z lawiny, o niezbyt mądrych turystkach sprawdzających skąd spadła poprzedniczka, itd. Właściciel Zastawy 100 na opowiadanie o „demolce”, jaką poczynił niedźwiedź w jego aucie zapytał: „no i co, pojechoł?”. Ubekowi podsłuchującemu w jadalni poradzono: „Niechże się pan do nas przysiądzie, będzie pan lepiej słyszał”. Widząc w domu ptasie pióra Andrzej Krzeptowski zareagował zdaniem: „Anieli byli u mnie przed chwilą i się w sieni czesali”.
     Publikację uatrakcyjniają liczne czarno-białe fotografie z rodzinnych archiwów oraz barwne zdjęcia z czasów współczesnych ukazujące ważne dla opowiadanej historii postacie. Orientowaniu się w rodzinnych koligacjach służy wielce pomocne drzewo genealogiczne rodu Krzeptowskich. Dodatkowym atutem książki pozostają, umieszczone na wyklejce oprawy, reprodukcje pamiątkowych rysunków wykonywanych przez turystów goszczących w Piątce.
     Tatrzańską opowieść skonstruowano ze wspomnień i rozmów z bliskimi i znajomymi „Domu bez adresu”. Szczególnie cenne są niepublikowane pamiętniki Marii Krzeptowskiej z Budzów, której rodzina „od zawsze zajmowała się opieką nad turystami”. Połączenie cytowanych tekstów z autorskim opracowaniem tytułowej tematyki przyniosło wyśmienite rezultaty. Materiały źródłowe pozwoliły Beacie Sabale-Zielińskiej udokumentować postawione na początku tezy. Że „W górach więcej spraw się zaczyna, niż kończy”, że „Góry uczą pokory”, że „Góry zmniejszają dystans między ludźmi”. Treścią książki pisarka przekazała „kultową, jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalnąatmosferę Pięciostawów, tworzoną przez pokolenia właścicieli, pracowników i gości. Gdy „Wieczorami w schronisku wszyscy siedzieli sobie na głowach, na kupie” i rozmawiali ze sobą. Gdy w nocy zajęte były nie tylko wszystkie miejsca w pokojach, ale i na podłodze w jadalence. Gdy po darmowy wrzątek przygotowywany całą noc ustawiały się rano kolejki. Gdy w Tatry przyjeżdżali ludzie chcący „pobyć sam ze sobą”, odbyć „wyprawę w głąb siebie”, aby „Bóg lepiej ich słyszał”.

Rysunki na wyklejce oprawyDrzewo genealogiczne rodu KrzeptowskichRysunki na wyklejce oprawy


     Jednakże, czytelnik już nie znajdzie wspominanej atmosfery w obiekcie świadczącym usługi gastronomiczne i noclegowe nad brzegiem Przedniego Stawu Polskiego. Dlatego cieszę się bardzo, że wędrując po Tatrach od końca lat 70’ XX wieku doświadczyłam cząstki owego klimatu tatrzańskich schronisk i doskonale rozumiem, co chciała przekazać Beata Sabała-Zielińska o „Domu bez adresu” w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, o którym śpiewał już Czesław Niemen



Lato 2012Lato 2013Lato 2012




 

* zdjęcia własne z książki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz