czwartek, 25 sierpnia 2022

Przystanek Bieszczady. Bez cenzury

 

Andrzej Potocki

 

CARPATHIA 2021





 

 





Bolesne tajemnice Bieszczadów

     Dla książki „Przystanek Bieszczady. Bez cenzury” właściwszym tytułem był ten z pierwszego wydania (2008 r.) – „Przystanek Bieszczady. Bez litości”. Autor, Andrzej Potocki, nie czuł litości dla czytelników proponując im lekturę wielokierunkową i niejednolitą tematycznie. Powstaje pytanie: dlaczego aż tak zróżnicowaną? Do kilkunastu rozdziałów poświęconych tragicznej bieszczadzkiej rzeczywistości, polsko-ukraińskim zaszłościom i syberyjskim odysejom Polaków, dodano części ukazujące „młodość górną i durną” pisarza w realiach PRL-u. Połączenie to można tłumaczyć licentia poetica twórcy, które należy uszanować. Ale z jakiego powodu znalazł się tu raport z pobytów Karola Wojtyły na wschód od Sanu oraz demaskatorskie ostrzeżenie przed fałszywymi prorokami w osobie autorki listu do czasopisma „Źródło”? Jak zając z kapelusza wyskoczyły jeszcze „Anny German bieszczadzkie epizody” czy „Przerwany lot” o katastrofie śmigłowca. Do jednego karpackiego worka autor powrzucał opowieści o różnym ciężarze gatunkowym, ukazujące „ciemną stronę mocy”: budzące grozę dzieje Bieszczadów, dramatyczne koleje losu i traumatyczne wydarzenia ich mieszkańców.
     Historyczna warstwa publikacji dostarcza czytelnikom wiedzy nie tylko o dziejach Bieszczadów, ale i o przeszłości Polski. W znakomitym opowiadaniu „Odyseja po bieszczadzku” zawarto historię Polski XX wieku z zesłaniami na Sybir, obozem jeńców w Starobielsku, zsyłką do gułagu w republice Komi, szlakiem Wojska Polskiego od Sielc nad Oką i Lenino, długą drogą do domu w Polsce, wyjazdem na Ziemie Odzyskane (gdy okazało się, że dom nie znajduje się już w Polsce). Nakreślono obraz mozaiki narodowościowej, kulturowej i wyznaniowej Rzeczypospolitej sprzed apokalipsy II wojny światowej. Przywołano pamięć o szarych maluczkich ludziach jako ofiarach w trybach machiny wielkiej historii.
     W kilku kolejnych rozdziałach regionalista przedstawił atmosferę wydarzeń, jakie miały miejsce w latach powojennych w Lesku, Terce, Maniowie, Balicy. Konflikty polsko-ukraińskie w rejonie pogranicza doprowadziły do unicestwienia wsi z cmentarzami i świątyniami, potwornych zbrodni na ludności cywilnej, o czym z żalem donosi dziennikarz na podstawie relacji naocznych świadków. Do tzw. wyzwolenia w 1945 roku „Polacy w Bieszczadach byli skazani z jednej strony na sowiecką samowolę ukraińskiego oficera, z drugiej zaś na upowskie barbarzyństwo”. Bolesne tajemnice górskich terenów polskiej części Podkarpacia, ukazane w książce, stają się dla miłośników Bieszczadów nieco bardziej zrozumiałe.

Budowa bieszczadzkiej obwodnicy
 Wysiedlanie mieszkańców bieszczadzkiej wsiPowojenni osadnicy w Bieszczadach


Człowiek to brzmi dumnie

      Osobnej refleksji wymaga pierwszy rozdział, ów „Przystanek Bieszczady” w Lesku, które dla Andrzeja Potockiego stało się miejscem spełnienia „marzenia o przygodzie życia”. Pisarz opowiedział o absurdach PRL-u, z perspektywy niewielkiego miasta, twórczo wykorzystując komunistyczną nowomowę. Młodym czytelnikom autor udzielił lekcji historii Polski Ludowej rozszyfrowując budzące zdziwienie skróty, takie jak NKWD, PZPR, ORMO, ZBOWiD, POP, OHP, itp. Chropawym językiem i z poczuciem humoru (często był to śmiech przez łzy) przeniósł czytelników w realia Polski budującej socjalizm na głębokiej prowincji. Bardzo udanie nakreślił małomiasteczkowe stosunki społeczne w wyśmienitym rozdziale „Taca”, w którym zaprezentował lokalnych bonzów, system naczyń połączonych funkcjonujący w życiu lokalnej społeczności i hierarchię obowiązującą w mieście, gdzie nie znalazł się nawet jeden sprawiedliwy.
     W rzeczonym tomie pojawiły się także fragmenty dotykające sacrum: lakoniczny „Krzyż”, „Sprofanowane sacrum”, „Plaża nieboszczyków”. Andrzej Potocki pochylił się nad niszczonymi i bezczeszczonymi cmentarzami, cerkwiami, kościołami. Poruszyli go święci opuszczeni w przydrożnych kapliczkach, gdy spacyfikowane zabudowania pozostawiono we władaniu przyrody. Pokazał brak szacunku dla żywych i zmarłych charakterystyczny dla bolszewickich hord i postkomunistycznej hołoty, gdy zapożyczone od Maksyma Gorkiego hasło „Człowiek to brzmi dumnie” powiewało tylko na sowieckich sztandarach.
     Wbrew uśmiechom wozaków uchwyconych obiektywem aparatu na okładkowym zdjęciu przygnębiające treści książki napawają smutkiem. Być może jej wydźwięk potęgowało dorastanie autora w czasach siermiężnego PRL-u. Niewykluczone, że spotykał na swej reporterskiej drodze mroczne przejawy zła, które domagały się odnotowania ku przestrodze nas wszystkich. Jednakże pewne epizody utrwalone na kartach wspomnień zniesmaczyły mnie, „Wigilijna kasza” (a może gówniana?), „Autostopowicz z Soliny” z przypadkowym seksem, prostytucją i aborcją. „Z zapisków reportera” wyłaniają się alkoholizm, przemoc seksualna, gwałty i stosunki kazirodcze. Roztrząsanie przejawów patologii społecznej i innych dewiacji zapewne miało czemuś służyć…

Łemkowska Madonna„Zatopiony cmentarz” – Robert MyszkalNieistniejąca cerkiew w Balnicy  

Pisarstwo poszukujące prawdy

     Nieco ubarwione górskie gawędy zyskały na atrakcyjności dzięki uzupełniającym je materiałom graficznym pochodzący z prywatnych archiwów. Najciekawsze fotografie przedstawiają wizerunki noszące znamienne tytuły: "Wysiedlanie mieszkańców bieszczadzkiej wsi", "Powojenni osadnicy w Bieszczadach", "Budowa bieszczadzkiej obwodnicy", „Zatopiony cmentarz” – Robert Myszkal, "Łemkowska Madonna", "Nieistniejąca cerkiew w Balnicy" (zniszczona 1949 r.), "Sześciu wspaniałych przed Atamanią Bieszczadzką w Cisnej".
     Niestety, warstwa tekstowa zbioru pozostawia sporo do życzenia – liczne błędy stylistyczne, gramatyczne i pospolite literówki umknęły oczom korektorki. Niedociągnięcia w redakcji tekstu nie spełniają moich oczekiwań wobec Literatury. Pisarska dziedzina sztuki, nawet jeśli jest to literatura popularna, zobowiązuje do dbałości o formę przekazania ukrytych sensów i znaczeń. Tymczasem wybór elementów zbioru nie pozwala na prawidłową interpretację literackich zamierzeń bieszczadzkiego autorytetu, jakim jest Andrzej Potocki.

     Mimo tych wszystkich mankamentów, lektura tej interesującej publikacji pochłonęła mnie całkowicie na kilka godzin. Piewca wolności, przyrody, sztuki i losów zwykłych zjadaczy chleba, zestawił własne doświadczenia z przekazywanymi mu wspomnieniami i relacjami pochodzącymi od tych, którzy „Byli, minęli”. Kompilacja ta musi wywoływać przemyślenia i obliguje do zastanowienia się nad przyjmowanymi przez różne grupy społeczne normami moralnymi. Andrzej Potocki uprawia pisarstwo poszukujące prawdy, w którym jest blisko nawet tych, pędzących „Bydlęcy żywot…” z nielicznymi chwilami radości, odkąd wysiedli na „Przystanku Bieszczady” w poszukiwaniu lepszego życia.

Sześciu wspaniałych przed Atamanią Bieszczadzką w Cisnej

 
 
 
 
* zdjęcia własne z książki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz