niedziela, 13 czerwca 2021

Ginące rzemiosło



Leonard Rosadziński

WTPK - 2011






Artystyczna Oprawa Książki

      O Leonardzie Rosadzińskim pisałam już odnosząc się do jego publikacji zatytułowanych „Poszukiwacz, czyli niezwykli ludzie i stare książki” oraz „Bibliofile – ich życie, pasja i stare woluminy”, jednakże jest to postać tak interesująca i wielowymiarowa, że poświęcę jej jeszcze kilka zdań. Tym razem pretekstem będzie pierwsza część trylogii miłośnika książek, tj. „Ginące rzemiosło. Śladami poznański introligatorów”, będąca skutkiem ubocznym pewnej autorskiej wystawy. Ale po kolei…
     W połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku Leonard Rosadziński połknął bakcyla sztuki introligatorskiej i zaczął gromadzić literaturę fachową, uczyć się trudnego rzemiosła ręcznej oprawy książek, a nawet urządził w domu pracownię introligatorską. Zainteresowały go zabytkowe maszyny i narzędzia potrzebne do pracy, przystąpił więc do ich poszukiwania i zakupów. Z czasem maszyn tych było więcej i więcej. Tym sposobem powstała tzw. „Wystawa Rzemiosła Introligatorskiego i Artystycznej Oprawy Książki” (otwarta w roku 2007), której pomysłodawcą, wykonawcą, kuratorem i kustoszem był Leonard Rosadziński. Dopełnieniem zaś tej ekspozycji jest niniejsza pozycja traktująca o „Ginącym rzemiośle” napisana przez bibliofila, antykwariusza i introligatora-samouka, który podążając kilkanaście lat „Śladami poznański introligatorów” przelał na papier całą istotę i historię poznańskiego rzemiosła służącego oprawie książek.
     Poczynając od XVI wieku przeprowadził czytelników przez burzliwe dzieje poznańskiego introligatorstwa, jego organizacji – cechów, izb, spółdzielni i organu prasowego – „Polskiej Gazety Introligatorskiej”. Opowiedział o trudnej drodze adeptów zawodu od ucznia, przez czeladnika do mistrza, do opanowania tajników sztuki „oprawczej”. Poruszył temat współpracy i dzielenia się efektami swych działań podczas zjazdów, wystaw, konkursów czy dnia patrona – św. Celestyna. Ogólnopolskim Konkursom IntroligatorskimNa najpiękniej oprawioną książkę” poświęcił osobny rozdział.

Oprawy rękodzielnicze i mała prasa introligatorskaRekonstrukcja warsztatu introligatorskiegoKsiążka wpisów wędrujących czeladników introligatorskich


Wędrujący czeladnicy introligatorscy

      W pamiętnikarskiej części albumu autor podzielił się z czytelnikami wspomnieniami ze spotkań z przedstawicielami prestiżowego zawodu lub z ich potomkami. Następnie zaprezentował biogramy ponad dwudziestu mistrzów poznańskiego introligatorstwa. Na zakończenie tomu umieścił Indeksy i Spisy z adresami właścicieli zakładów, z listą członków cechów i sekcji introligatorskich, z indeksem nazwisk oraz bibliografią. W niezwykle wartościowych przypisach skrupulatnie odnotował odniesienia do materiałów źródłowych.
     Leonard Rosadziński zawarł w swym tekście niespodziewanie dużą ilość informacji, nadając im przystępną formę gawędy zabarwionej emocjami wywołanymi przeżyciami związanymi z obcowaniem z osobami nietuzinkowymi – pasjonatami o bogatych doświadczeniach zawodowych i życiowych. Podkreślił wspólne elementy życiorysów rzemieślników, a więc nauka zawodu i praktykowanie u mistrza, uruchamianie własnego zakładu i odbudowywanie warsztatu po wojennych zniszczeniach, szkolenie uczniów oraz działalność społeczna i zawodowa.
     Jak ustalił Leonard Rosadziński poznańscy introligatorzy współpracowali z wiodącymi w Wielkopolsce instytucjami kultury, jak Biblioteka Uniwersytecka, Biblioteka Raczyńskich, Biblioteka Kórnicka, księgarniami, wydawnictwami oraz instytucjami religijnymi. Większość mistrzów przekazywała swą wiedzę własnym dzieciom, kształciła ich umiejętności, a później powierzała warsztaty. Nierzadko, ten szlachetny zawód uprawiało kolejne pokolenie starych mistrzów – ich wnuki. Zdarzały się również firmy rodzinne (Lewandowscy, Bródki, Kaliszewscy), albo krewni pracowali niezależnie od siebie. Interesujący jest wachlarz zainteresowań, jakie przejawiali introligatorzy – obok tych bliskich profesji, jak pisanie artykułów, a nawet książek czy paranie się kaligrafią pojawiły się zgoła inne np. entomologia czy wioślarstwo.
     Niezwykle interesujące akapity traktują o wędrówkach czeladników w poprzednich wiekach, celem doskonalenia swego rzemiosła. Materialnym dowodem owych „wyjazdów służbowych” jest unikalna „Wander Buch” – „Książka wpisów wędrujących czeladników introligatorskich. Poznań 31 VII 1854 – 8 V 1884”. Zawiera ona 806 wpisów czeladników odwiedzających Poznań w poszukiwaniu pracy oraz 183 posiedzenia Stowarzyszenia Introligatorów. Naturalnie księga – świadek dziejów – jest manuskryptem w przepięknej artystycznej oprawie z ciemnobrązowej skóry cielęcej ze złotymi dekoracjami.

Strona tytułowa rozdziałuStrona tytułowa rozdziałuStrona tytułowa rozdziału

Habent sua fata libelli

     Moją uwagę przyciągnęły opisy starych warsztatów i maszyn introligatorskich, jakie autorowi dane było oglądać w zakładach poznańskich mistrzów. Ze szczegółów tych opisów wyłaniają się niecodzienne wrażenia spowodowane przekroczeniem progu swoistego sacrum: „Pomieszczenie tonęło w półmroku, było oświetlone jedną lampą… z blaszanym płaskim kloszem, zwisającą na długim sznurze z sufitu”. A wszędzie dokoła stały prasy, złociarki, gilotyny, bigówki, nożyce, regały, biurka, etc. Entuzjasta introligatorstwa nie tylko z detalami opowiadał o urządzeniach, lecz przejawiając inżynierskie inklinacje, tłumaczył ich skomplikowane funkcjonowanie U góry znajdowało się koło, które służyło do opuszczania stalowej poziomej belki celem unieruchomienia bloku książki na żeliwnym stole”.
     Starożytni (Terencjanus Maurus) mawiali, iż „Pro captu lectoris habent sua fata libelli”, co tłumaczy się, że losy książek zależą od pojętności czytelników, niezależnej od woli autora. Często frazę tę skracano do postaci „I książki mają swoje losy” – w sensie materialnym tezę tę można obronić. Otóż Wielkopolskie Towarzystwo Przyjaciół Książki wydało AD 2011 jedyną w swoim rodzaju publikację zatytułowaną „Ginące rzemiosło…”. W limitowanym nakładzie pięciuset egzemplarzy były trzy edycje tytułu – 25 egzemplarzy oprawiono w skórę, 75 egzemplarzy posiadało oprawę w płótno, a pozostałe 400 oprawę lakierowaną. Zdobycie tej lektury dziesięć lat później graniczyło z cudem, ale przecież cuda się zdarzają. W jednym z poznańskich antykwariatów wypatrzył książkę sam autor i tą drogą weszłam w jej posiadanie. Moja zdobycz jest oprawiona w płótno i ma numer 050. Dodatkowego smaczku przysporzyły niniejszemu tomowi dwie dedykacje – dla pierwszego właściciela (którego życie zmusiło do oddania tak cennej pozycji do antykwariatu) i dla mnie (aktualnego posiadacza cymelium). 
 
"Ginące rzemiosło..." oprawa lakierowana
"Ginące rzemiosło..." oprawa w skórze
"Ginące rzemiosło..." oprawa w płótnie


Zwierciadło przedniej okładki

      Publikacja Leonarda Rosadzińskiego od strony edytorskiej posiada cechy tworu artystycznego i z pewnością stanie się kolekcjonerskim rarytasem. Na uwagę zasługuje szata graficzna książki, a szczególnie duża ilość barwnych fotografii opraw artystycznych rozmaitych dzieł. Dołączono do nich wyczerpujące opisy, a ponadto, w tekście , zamieszczono całe akapity opisów opraw (bez zdjęć). Tylko ktoś, kto kocha piękne książki potrafił tak barwnie i plastycznie odzwierciedlić „łagodne piękno” kunsztownych, oryginalnych, perfekcyjnych opraw „W zwierciadle przedniej okładki znajduje się okrągła aplikacja z białej skóry, w której wyciśnięte są dwa złote koła. Wewnątrz kół znajduje się złoty krzyż w intarsji z rozchodzącymi się podwójnymi promieniami…” 

Oprawy rękodzielnicze - skóra i półskórek Oprawa w jasną skórę z tłoczeniem na ślepo i w złocieOprawa - tektura obciągnięta skórą




* zdjęcia własne z książki

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz