czwartek, 27 czerwca 2019

Na ścieżkach Polesia

Leon Wyczółkowski fot http://cyfrowe.mnw.art.pl/ Franciszek Wysłouch 

 

LTW 2012






 

 

 

Puszczańscy ludzie

 

     Poleską trylogię autorstwa Franciszka Wysłoucha zaczęłam czytać w odwrotnym porządku. Najpierw usłyszałam „Echa Polesia”, a teraz znalazłam się „Na ścieżkach Polesia”. O autorze poleskiego cyklu wspominałam w poprzedniej recenzji „Z Polesia na Wyspy”; nie będę więc  powtarzać tych informacji. Wędrując drogami Polesia pisarz bacznie obserwował życie miejscowych, Poleszuków, by po latach na obczyźnie uwiecznić ich wizerunki na kartach swych wspomnień. Spośród puszczańskich ludzi literat przywołał leśników, tropicieli, myśliwych, „ochotników”, zaś ze zbioru „Przybyszów” przypomniał dezerterów, Cyganów, Żydów, Węgrów, kacapów. Nie pominął też „Samotników” z puszczy, miejscowych oryginałów, religijnych odstępców, „Szczególnych myśliwych” i leśniczych, którzy dbali oto, by nikt nie robił krzywdy zwierzynie. Franciszek Wysłouch przedstawił typy mieszkańców krainy bagien z dużym znawstwem ludzkiej psychiki i praw rządzących małymi społecznościami. Równolegle z relacjami wydarzeń, w których grali pierwszoplanowe role opowiedział o przeszłości swych bohaterów, uzasadniającej ich późniejsze postawy i postępki. Osobną kwestią, którą przywołał autor były poleskie „Zabobony i przesądy”, jakich przez wieki nagromadziło się w obyczajowości Poleszuków bardzo dużo. Dotyczyły np. żywego ognia, chleba powszedniego, drapieżnych wilków, sztuki łowiectwa, cmentarnych sosen, uroków i klątw.

Misterium życia i śmierci


.
Julian Fałat fot www.pinakoteka.zascianek.pl
Julian Fałat fot www.pinakoteka.zascianek.pl
     Malarz z wykształcenia opisując z perspektywy lat pozostawiony daleko kraj lat dziecinnych – Kresy Wschodnie – ze szczególną atencją pochylał się nad poleską przyrodą: przepastnymi puszczami, lasami, mokradłami, gdzie roiło się od dzikiej zwierzyny. W poetyckich gawędach przewijają się nazwy, dziś brzmiące całkiem egzotycznie, np. mszar, oczeret, chutor, wiszar, mliwo, wróżda, gon. Pisarz umiejętnie nakreślił piękne zjawiska przyrody nieożywionej, których współcześnie nie znamy lub nie mamy okazji ich zaobserwować. Mowa tu o nagłych żarnicach, zdradliwych brodach, piaszczystych groblach, powstańczych mogiłkach, sadach kaczek.
     Główne miejsce w pamięci byłego żołnierza zajmowały polowania, o których mógł opowiadać bez końca. Myślistwo u Franciszka Wysłoucha mieniło się wszystkimi barwami emocjonalnych doświadczeń: od szlachetnych obserwacji zwierząt, przez standardowe łowy na grubego zwierza, na wilki, na lisy, na ptactwo, aż po zupełnie nieszlachetne „bicie” wydr. Pisarz-malarz, dobrze zorientowany w myśliwskim rzemiośle, kreślił tak sugestywnie obrazy podchodzenia zwierzyny, tropienia jej, współpracy myśliwych z gończakami i powodczykiem, że czytając książkę wstrzymujemy oddech, aby nie zakłócać odwiecznego misterium życia i śmierci.
 

Dwór zawierał całą treść kraju 

 

.
Pirkowicze Dwór fot plus.nto.pl/
Pirkowicze Dwór fot plus.nto.pl/
     Książkę Franciszka Wysłoucha czyta się z tym większą przyjemnością, że pisana była piękną polszczyzną i to przez człowieka obdarzonego dużą wrażliwością na świat. Autor, jakby mimochodem, podzielił się z czytelnikami swymi refleksjami spisanymi „Gdy z odległości czasu myślał o dawnym życiu”. Utrwalił wzruszający obraz wędrownego lirnika, z którego ust „Płynęła pieśń, niosąc poszum fal dalekiego Morza czarnego, rozkołysania traw stepowych, minionych wieków”. Mówił o ciągłości życia symbolizowanej przez „niezniszczalną  wieczność” prastarych lasów odbijających się w magicznym wschodzie słońca, gdy „Natura święci ciszą taką chwilę”.
     W pamięci sierot po Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej specjalne miejsce wypełniały obrazy gniazd rodzinnych, z których prawowici dziedzice zostali wyrwani barbarzyńskimi rozkazami najeźdźców. Pirkowicze Wysłouchów są tego najlepszym przykładem – ostatniego ich właściciela, profesora Antoniego, bolszewicy wywieźli w głąb Rosji, skąd już nie wrócił. Nie oszczędzono mu nawet widoku palenia jego księgozbioru liczącego kilka tysięcy tomów. Jego syn podsumował historyczną wartość „Naszego Domu” dla społeczeństwa  zdaniem: „Dwór pirkowicki… zawierał w sobie całą treść kraju”, powstał bowiem z pozostałego po wcześniejszych pokoleniach dziedzictwo kulturowego oraz podbudowy w postaci „tutejszej” polskiej ludności.

     Wspomnienia Franciszka Wysłoucha są unikatową literaturą, nie dającą się porównać ani z powieściami Marii Rodziewiczówny, ani Józefa Weyssenhoffa. Gawędy jawią się niczym odblaski słońca zachodzącego „hen! Za widocznością ziemi”, gdy przyroda wolniutko sposobi się do oczekiwanego snu, a refleksy odbite od tafli poleskich jeziorek, gdy „wzrok nie ma przeszkód w ściganiu oddali” rozpraszają się i nikną za gęstymi oczeretami...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz