Franciszek Wysłouch
LTW 2012
Puszczańscy ludzie
Poleską trylogię autorstwa Franciszka Wysłoucha zaczęłam czytać w odwrotnym porządku. Najpierw usłyszałam „Echa Polesia”, a teraz znalazłam się „Na ścieżkach Polesia”. O autorze poleskiego cyklu wspominałam w poprzedniej recenzji „Z Polesia na Wyspy”; nie będę więc powtarzać tych informacji. Wędrując drogami Polesia pisarz bacznie obserwował życie miejscowych, Poleszuków, by po latach na obczyźnie uwiecznić ich wizerunki na kartach swych wspomnień. Spośród puszczańskich ludzi literat przywołał leśników, tropicieli, myśliwych, „ochotników”, zaś ze zbioru „Przybyszów” przypomniał dezerterów, Cyganów, Żydów, Węgrów, kacapów. Nie pominął też „Samotników” z puszczy, miejscowych oryginałów, religijnych odstępców, „Szczególnych myśliwych” i leśniczych, którzy dbali oto, by nikt nie robił krzywdy zwierzynie. Franciszek Wysłouch przedstawił typy mieszkańców krainy bagien z dużym znawstwem ludzkiej psychiki i praw rządzących małymi społecznościami. Równolegle z relacjami wydarzeń, w których grali pierwszoplanowe role opowiedział o przeszłości swych bohaterów, uzasadniającej ich późniejsze postawy i postępki. Osobną kwestią, którą przywołał autor były poleskie „Zabobony i przesądy”, jakich przez wieki nagromadziło się w obyczajowości Poleszuków bardzo dużo. Dotyczyły np. żywego ognia, chleba powszedniego, drapieżnych wilków, sztuki łowiectwa, cmentarnych sosen, uroków i klątw.
Misterium życia i śmierci
. |
Julian Fałat fot www.pinakoteka.zascianek.pl |
Główne miejsce w pamięci byłego żołnierza zajmowały polowania, o których mógł opowiadać bez końca. Myślistwo u Franciszka Wysłoucha mieniło się wszystkimi barwami emocjonalnych doświadczeń: od szlachetnych obserwacji zwierząt, przez standardowe łowy na grubego zwierza, na wilki, na lisy, na ptactwo, aż po zupełnie nieszlachetne „bicie” wydr. Pisarz-malarz, dobrze zorientowany w myśliwskim rzemiośle, kreślił tak sugestywnie obrazy podchodzenia zwierzyny, tropienia jej, współpracy myśliwych z gończakami i powodczykiem, że czytając książkę wstrzymujemy oddech, aby nie zakłócać odwiecznego misterium życia i śmierci.
. |
Pirkowicze Dwór fot plus.nto.pl/ |
W pamięci sierot po Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej specjalne miejsce wypełniały obrazy gniazd rodzinnych, z których prawowici dziedzice zostali wyrwani barbarzyńskimi rozkazami najeźdźców. Pirkowicze Wysłouchów są tego najlepszym przykładem – ostatniego ich właściciela, profesora Antoniego, bolszewicy wywieźli w głąb Rosji, skąd już nie wrócił. Nie oszczędzono mu nawet widoku palenia jego księgozbioru liczącego kilka tysięcy tomów. Jego syn podsumował historyczną wartość „Naszego Domu” dla społeczeństwa zdaniem: „Dwór pirkowicki… zawierał w sobie całą treść kraju”, powstał bowiem z pozostałego po wcześniejszych pokoleniach dziedzictwo kulturowego oraz podbudowy w postaci „tutejszej” polskiej ludności.
Wspomnienia Franciszka Wysłoucha są unikatową literaturą, nie dającą się porównać ani z powieściami Marii Rodziewiczówny, ani Józefa Weyssenhoffa. Gawędy jawią się niczym odblaski słońca zachodzącego „hen! Za widocznością ziemi”, gdy przyroda wolniutko sposobi się do oczekiwanego snu, a refleksy odbite od tafli poleskich jeziorek, gdy „wzrok nie ma przeszkód w ściganiu oddali” rozpraszają się i nikną za gęstymi oczeretami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz