Pokazywanie postów oznaczonych etykietą I Rzeczpospolita. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą I Rzeczpospolita. Pokaż wszystkie posty

środa, 21 kwietnia 2021

Życie codzienne arystokracji

 

Maja i Jan Łozińscy


PWN - 2020 

 

 







Miejsce akcji

     „Codzienność, obyczaje, święta, zabawy” charakterystyczne dla życia „W ziemiańskim dworze” barwnie opisała Maja Łozińska w pięknie przygotowanej przez Wydawnictwo Naukowe PWN książce z 2010 roku. Kilka lat później państwo Maja i Jan Łozińscy pochylili się nad „Życiem codziennym arystokracji”, a ich studium ten sam edytor umieścił w serii „W przedwojennej Polsce”. Tak, jak odmienne było życie ziemiaństwa i polskiej arystokracji, tak i różnią się obydwie publikacje. Codzienności magnaterii nie determinowały zmieniające się pory roku, a zatem nie było konieczności nadawania opracowaniu struktury uwzględniającej „czas akcji”. Kryterium zorganizowania treści książki o wyższych sferach uczyniono więc „miejsce akcji”, rozumiane jako pomieszczenia rodowej rezydencji. W naturalny sposób, z kolejno opisywanymi wnętrzami historycy związali typowe aktywności możnowładców. Dzięki harmonijnej kompozycji tekstu lektura sprawiła mi dużą przyjemność, a lekkie pióra autorów pozwoliły się nią z zadowoleniem delektować. Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się po następnej przeczytanej przeze mnie pozycji o podobnej tematyce żadnych rewelacji, które na świeżo wzbudziłyby moje zainteresowanie czy zaskoczyły innowacyjnym ujęciem. Jakże trafne okazało się w tym przypadku sugestia „Nie oceniaj książki po okładce”.
     Czytelną konstrukcję treści dopełniono ilustracjami pochodzącymi z Narodowego Archiwum Cyfrowego. Czarnobiałe zdjęcia przedstawiają postaci arystokratów (m.in. fotografie Walerego Rzewuskiego), reprodukcje obrazów (z czasów przedfotograficznych) pędzla słynnych malarzy – Juliusza Kossaka, Henryka Siemiradzkiego, Juliana Fałata, Henryka Rodakowskiego oraz ryciny i litografie prześwietnych rezydencji. Graficzna oprawa tomu z doskonale wpisującymi się w tekst wizerunkami pałacowych wnętrz dodaje szerszego kontekstu opisywanym zdarzeniom.

Morawica 1938

Racławice 1935

Nawojowa 1937



Codzienność i świętowanie

     Interesującej wykładni pojęcia arystokracji pp. Łozińscy dokonali we Wstępie, przedstawiając jej dzieje z represjami, konfiskatami, parcelacjami czynionymi przez zaborców, zmieniającą się pozycję w społeczeństwie i znaczącą rolą w podtrzymywaniu naszej tożsamości narodowej w XIX i XX wieku. W pierwszym rozdziale (W pokoju dziecinnym) historycy zwrócili uwagę na wychowanie i kształcenie młodego pokolenia wysoko urodzonych, lecz „trzymanych krótko”, podporządkowanych dyscyplinie i wdrażanych do samodzielności. Doskonale edukowani w domu i najlepszych placówkach oświatowych w kraju i poza granicami, uczeni kilku języków obcych, młodzi ludzie doskonale odnajdywali się w międzynarodowym towarzystwie, którego byli częścią z uwagi na koligacje rodzinne ze znakomitymi rodami europejskimi.
     Nieco wstydliwe kwestie związane z dbałością o higienę czy urządzaniem toalet omówiono przy okazji odwiedzenia sypialni i garderoby. Zagadnienia te spychano na dalszy plan przez priorytetowe sprawy ubiorów (sprowadzanych nawet z zagranicy) i nadążaniem za światową modą. Tak prozaiczne codzienne czynności jak, spożywanie pokarmów (W jadalni) , spanie, ubieranie czy toaleta nabrały na kartach opracowania głębszego wymiaru. Wszystkie bowiem działania szły w parze z uświęconym przez wieki rytuałem, normami, zwyczajem. Powszednie zajęcia arystokratów determinowała ich płeć, a jakiekolwiek odstępstwa nie były mile widziane. 
     Z wielkim rozmachem, przedstawiciele najbogatszych warstw społeczeństwa, organizowali służące różnym celom bale, szczególnie te karnawałowe (W sali balowej). Częstokroć skutkowały one zawieraniem małżeństw kojarzonych oczywiście wewnątrz własnej sfery – mezalianse srogo napiętnowano (ostracyzmem, a nawet wydziedziczeniem). Nierzadko uroczystościom ślubnym nadawano szczególną oprawę - tzw. śluby kontuszowe poza bogatym ceremoniałem wyróżniały się nietypowymi ubiorami pary młodej i gości weselnych – staropolskim strojem szlacheckim. W arystokratycznych salonach i salonikach toczyło się ożywione życie towarzyskie i kulturalne, oddawano się wyszukanym rozrywkom, jak prywatne teatrzyki, żywe obrazy, wspólne muzykowanie, głośne lektury, recytowanie poezji, gry i zabawy. Publikacja pp. Łozińskich pozwoliła mi inaczej spojrzeć na przysłowiową polską gościnność i rządzące nią reguły, jak np. ta oznajmująca, iż „pan domu w żadnym razie nie mógł przyjmować gości ubrany z większą elegancją niż oni”.

Nieśwież 19271915fot. W. Rzewuski ok. 1880


 

piątek, 19 marca 2021

Najpiękniejsze zamki, pałace i dwory w Polsce


 

Marek Gaworski



ARKADY - 2019


 



Konserwacja, restauracja, rekonstrukcja

     Potężna publikacja wydawnictwa Arkady zatytułowana „Najpiękniejsze zamki, pałace i dwory w Polsce” dostarcza katalog kilkuset zabytkowych budowli mieszkalnych i obronnych znajdujących się na terenie naszego kraju. Autorem tekstu i zdjęć jest Marek Gaworski, twórca wielu albumów, książek i przewodników na temat architektury rezydencjalnej, szczególnie tej śląskiej. Zamieszczone autorskie fotografie przedstawiają budowle od wewnątrz, z ich imponującym wyposażeniem sprzed laty, jak i skromniejszym, bo teraźniejszym. Prezentowane zewnętrza zabytków architektury, rejestrowane nawet z perspektywy drona, dają także ogólny ogląd otoczenia obiektu. Obok aktualnych wizerunków w albumie występują ilustracje archiwalne, w tym ryciny z epoki. Niestety, nie wszystkie grafiki oddają piękno prezentowanych obiektów (np. Pałac w Galinach czy Koszęcinie), a w niektórych przypadkach nie ukazują najbardziej charakterystycznych cech budowli (np. zamek w Szamotułach, dwór w Szafarni, zamek w Uniejowie). Opisy prezentowanych siedzib zawierają lakoniczne informacje na temat ich powstawania, architektury, obecnego stanu i przydługą (moim zdaniem) listę kolejnych właścicieli. Pomimo bardzo okrojonej przestrzeni tekstowej, autorowi udało się zamieścić interesujące wiadomości o początkach i końcach budowli, które niszczone były podczas wojen, najazdów (np. szwedzkich) oraz licznych pożarów. Dzieje rezydencji można zatem skwitować ciągiem zdarzeń: budowa, niszczenie, odbudowa, dewastacja, przebudowa, popadanie w ruinę lub renowacja. Lektura albumu Marka Gaworskiego uświadomiła mi, jak wiele z podziwianych przez nas obecnie „zabytków”, to całkiem udane, ale tylko rekonstrukcje zniszczonych budowli (np. zamek w Tykocinie, pałac Branickich w Białymstoku, zamek Tropsztyn). Szczególnie bolesna jest dla nas zagłada siedzib szlacheckich i arystokratycznych rozpoczęta agresjami z pierwszego i siedemnastego września 1939 roku, a trwająca podczas hitlerowskiej i sowieckiej okupacji, aż po późne lata pięćdziesiąte XX wieku.

RacotOsiekiPłoty

Muzea, hotele, instytucje, prywatne posiadłości

     Pasjonat rezydencji i budowli obronnych przekazał czytelnikom swego przewodnika garść informacji w kwestii aktualnego wykorzystania owych obiektów. Spośród wybranych do albumu budowli większość z nich mieści muzea, hotele, instytucje publiczne i edukacyjne, a część pozostaje w prywatnych rękach. Niestety, znaczny odsetek zabytków architektury chyli się ku upadkowi (dwór w Nienadowej) lub wręcz stanowi ruinę (pałac w Runowie Krajeńskim). Analiza danych przedstawionych przez autora pozwala na wyciąganie wniosków bądź stawianie pytań, co do powojennych losów naszego materialnego dziedzictwa narodowego. Jedna z nasuwających się konkluzji: dwory i pałace zajmowane podczas okupacji przez Niemców lub po wojnie mieszczące szkoły, zazwyczaj dawały budynkom szansę na ocalenie przed dewastacją lub unicestwieniem – chyba, że dostały się pod władzę bolszewickiej dziczy. Pozostaje do rozstrzygnięcia delikatna kwestia: Popegeerowskie sentymenty do dziś sankcjonują obecność w ziemiańskich siedzibach instytucji o charakterze rolnym: stacje uprawy rośli (pałac w Oleśnicy Małej), hodowli zarodowej (pałac w Garzynie) czy ośrodki doradztwa rolniczego (pałac w Boguchwale) – przypadek czy postkomunistyczna spuścizna? Cieszy natomiast fakt, że prywatni inwestorzy - właściciele historycznych budowli, po ich skrupulatnej renowacji, umieszczają w nich instytucje użytku publicznego, w tym kulturalne, tworząc niekiedy kompleksowe rozwiązania (np. zamek w Nidzicy).

NienadowaMierzęcinRunowo Krajeńskie

sobota, 6 lutego 2021

Dwory i pałace na Litwie

  Katarzyna i Jerzy Samusikowie

 

Fundacja Sąsiedzi - 2017








Rzeczpospolita Obojga Narodów

      Pięć lat po wydaniu albumu o dworach i pałacach, obecnie znajdujących się na terenie Białorusi, Katarzyna i Jerzy Samusikowie opracowali publikację zatytułowaną „Dwory i pałace na Litwie”. Właścicielami zaprezentowanych kilkudziesięciu szlacheckich siedzib były pierwsze rody Rzeczypospolitej: Tyszkiewiczowie, Radziwiłłowie, Potoccy, Chodkiewiczowie, Sapiehowie, Broel-Platerowie, Czapscy, itd. W części z okazałych budowli rodzili się lub rezydowali znamienici Polacy: Józef Weyssenhoff, Gabriel Narutowicz, Hanka Ordonówna, Józef Piłsudski, Władysław Syrokomla, Stanisław Witkiewicz, Kornel Makuszyński, etc. Wszakże była to kiedyś Rzeczpospolita Obojga Narodów!

Patriotyczna działalność Polaków

     Do opisów i fotografii sześćdziesięciu pięciu zabytkowych obiektów dołączono Mapę z ich lokalizacją, Spis treści (miejscowości z zabytkami) oraz Wykaz dworów i pałaców niezamieszczonych w albumie. Państwo Samusikowie dotarli do szlacheckich siedzib położonymi poza głównymi szlakami turystycznymi i przedstawiającymi różny stan zachowania: od profesjonalnie odrestaurowanych rezydencji, przez opuszczone posiadłości do tzw. malowniczych ruin. Dzieje dworów i pałaców oraz losy ich właścicieli, które doprowadziły do obecnej kondycji obiektów, komplikowały się w podobny sposób. Patriotyczna działalność polskich posiadaczy ziemskich, w tym udział w Powstaniu Listopadowym czy Styczniowym, skutkowała konfiskatą majątków oraz zesłaniem ich właścicieli na Sybir lub do Kazachstanu. Przetaczające się fronty wojen światowych oraz rewolucyjne rozruchy doprowadziły do rabunków, dewastacji, a nawet do podpaleń i burzenia budowli. Parcelacje w ramach litewskiej reformy rolnej (lata dwudzieste XX w.) pozbawiły majątki ziemskie większej części areału, a obywateli ziemskich podstaw egzystencji. W okresie istnienia Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej w znacjonalizowanych dworach i pałacach lokowano kołchozy, sowchozy, magazyny, szpitale, szkoły, a nawet hodowano świnie (piwnice Wysokiego Dworu). Litwa, niepodległa od trzydziestu lat, część ocalałych dworów i pałaców przystosowała do pełnienia funkcji muzealnych czy ośrodków kultury. Niestety, ogromna większość tych bezcennych zabytków pozostaje porzucona, ulegając stopniowej degradacji i przekształcając się w gruzowisko zarastające chaszczami.  

Dwór w Kurszanach Dwór w GaczanachGanek dworu w Dżuginianach

niedziela, 31 stycznia 2021

Biała Dama w gorsecie mitów i legend

Egzemplarz numerowany 58A. Falk, M. Potocka, M. Potocki


Legion 2020








Rzecz o Teofili z Działyńskich

      Ubiegłego lata, w Muzeum Ziemi Średzkiej we Dworze w Koszutach, obok ekspozycji prezentującej ziemiańską siedzibę w Wielkopolsce podziwiałam wystawę prac rzeźby w tkaninie autorstwa Marii Romany Gierczyńskiej, zatytułowaną „Tradycja. Myśli ważne na ziemi, myśli ważne w niebie…”. Splot rozmaitych okoliczności sprawił, że weszłam w posiadanie pewnej unikalnej publikacji z limitowanej serii stu numerowanych egzemplarzy, wydanej w bieżącym roku przez Stowarzyszenie Teatralne Legion z Kórnika. Statutowym celem owej instytucji wyznaczono „Popularyzację historii i teraźniejszości miasta Kórnik oraz promocji Zamku i jego rodów”, stąd opracowanie nazwane „BIAŁA DAMA w gorsecie mitów i legend”. Pracę opatrzoną podtytułem „Rzecz o Teofili z Działyńskich Szołdrskiej-Potulickiej”, udostępniono drukiem w ramach projektu „Upamiętnienie rodu Działyńskich…”. W „Słowie od wydawcy” biograficznego szkicu dostarczono informacji o działalności placówki kulturalnej: spektaklach sceny faktu, koncertach, spotkaniach poświęconych kórnickim postaciom i licznych publikacjach.
      Niniejsze studium powstało dzięki współpracy autorów tekstu i fotografii: Anecie Falk, Małgorzacie Potockiej, Mikołajowi Potockiemu, redakcji Anny Łazuki-Witek oraz twórcy opracowania graficznego Ryszarda Gaffling-Gierczyńskiego. I właśnie graficzna warstwa książki jest jej niezaprzeczalnym atutem, tym bardziej, że gros ilustracji i dokumentów opublikowano tutaj po raz pierwszy. Moja uwaga skupiła się na dwu rycinach: fragmencie z „Kuryera Polskiego” donoszącym o rozwodzie Teofili i Aleksandra Potulickiego (rok 1754) oraz okładce „Kazania Żałobnego napisanego na pogrzeb… Teofili z Działyńskich” przez Ignacego Giecy (rok 1790).

„Kazanie Żałobne napisane na pogrzeb… Teofili z Działyńskich”
"Kuryer Polski” donoszący o rozwodzie Teofili i Aleksandra Potulickiego (rok 1754)Odwrocie obrazu Teofili z Działyńskich fot. http://blogi.platforma.bk.pan.pl/   


Postępowa białogłowa

      Biografia Teofili z Działyńskich, przedstawiona na kartach książki, zawiera opis wydarzeń i szczegółów jej życia oglądanych z różnych perspektyw. Owa „Kobieta z krwi i kości” była dwukrotnie mężatką (Stefan Szołdrski, Aleksander Potulicki), wdową, rozwódką, matką czwórki dzieci (z których dorosłości dożył tylko Feliks Szołdrski). Właścicielka olbrzymiego majątku w Wielkopolsce (klucza kórnickiego i runowskiego), w tym zamku w Kórniku, sprawnie zarządzała swoimi dobrami, a o jej dokonaniach w miastach, wsiach, folwarkach autorzy obszernie rozpisali się w odrębnym rozdziale. Nowoczesne rozwiązania urbanistyczne, gospodarcze, społeczne mogą zaskakiwać czytelników zważywszy na fakt, iż miały miejsce w XVIII wieku, a ich inicjatorem była białogłowa. Teofila ufundowała miejskie ratusze, bożnicę i zbór, usilnie popierała osadnictwo olęderskie, a pańszczyznę zastąpiła czynszami. Działalność arystokratki otwartej na ludzi innych narodowości czy wyznań pozostawiła ślady także w kórnickim zamku i jego otoczeniu – wszak przebudowała warowny zamek w wielkopańską rezydencję z okazałymi oficynami i przepięknymi ogrodami.

Portret Teofili z Działyńskich Szołdrskiej-Potulickiej "Kórnicka Biała Dama" w zamkowej wieży - Maria Romana Gierczyńska Biała Dama w jadalni kórnickiego zamku



niedziela, 3 stycznia 2021

Dwory i pałace Wielkopolski. Styl narodowy

 


Jan Skuratowicz

 

ZYSK i S-KA - 2020





 

 

 

 

Architecture parlante

     Historyk sztuki Jan Skuratowicz specjalizujący się w architekturze rezydencjonalnej zaprezentował czytelnikom wyniki swych naukowych poszukiwań w postaci publikacji zatytułowanej „Dwory i pałace Wielkopolski. Styl narodowy”. Przedstawił niemal sto pięćdziesiąt zabytkowych budowli mieszkalnych, ale nie w kolejności alfabetycznej czy posegregowanych terytorialnie, lecz podporządkowanych głównej koncepcji opracowania. Autor dokonał analizy kształtowania się zrębów polskiego stylu narodowego na przestrzeni stulecia w szeroko pojmowanym Poznańskiem. Ponad wszelką wątpliwość udowodnił, że „za każdorazową, znaczącą realizacją architektoniczną stały zawsze określone treści nakładane na formalny kostium”. Jak to zdanie należy rozumieć?
     W drugiej połowie XIX wieku Wielkopolskę obejmował zabór pruski, powodujący ucisk i szykany wobec zamieszkujących te tereny Polaków. Narastający konflikt polsko-niemiecki wywołał u rodaków potrzebę manifestowania polskiej tożsamości narodowej poprzez architekturę będącą symbolem odrębności polskiego ziemiaństwa. Zarówno nowo wznoszonym siedzibom czy przebudowywanym dworom i pałacom starano się nadać charakter krajowy, protestując w ten sposób przeciw aktom „zniemczania klimatu architektonicznego Wielkopolski”. Zgodnie z zasadą „architecture parlante”, Jan Skuratowicz z zewnętrzną formą siedzib, określaną przez styl architektoniczny, kojarzył nie tylko określoną treść, ale także dodatkowy składnik stylu, jakim wydaje się być urządzenie wnętrz budowli. Historyk sztuki wielokrotnie kierował uwagą czytelników na umeblowanie, księgozbiór, kolekcje sztuki, militaria i każdą „małą cząstkę Polski zawartą w gromadzonych zbiorach i pamiątkach”.

Dakowy Mokre
Czerniejewo
 

Zwrócony ku przeszłości styl narodowy

     „Pierwszą próbą stworzenia propozycji narodowego stylu godnego polskich rezydencji” był zamek w Kórniku przebudowywany w latach 1839-61 przez Tytusa Działyńskiego. Okres ustalania się kanonów stylu narodowego prof. Jan Skuratowicz wytyczył na publikację autorstwa Zygmunta Czartoryskiego pt. „O stylu krajowym w budownictwie wiejskim” z 1896 roku, w której ten ostatni określił wymagania stawiane nowoczesnym budowlom. Praca ta stawiała sobie za cel ocalenie „próbki stylu krajowego w budownictwie, aby kiedy da Bóg, że wody potopu opadną, ziomkowie mieli skąd brać wzory”. Z czasem symbolem polskiej siedziby ziemiańskiej stał się kolumnowy portyk (z tympanonem), który tworzył część fasady nowych dworów i pałaców, lub który dostawiano do starszych obiektów.  
     W publikacji przedstawiono wiele przykładów budowli, które dzięki propagowaniu stałego motywu architektonicznego – portyku z tympanonem – służyły podtrzymywaniu tożsamości Wielkopolan wśród niemieckiej powodzi, zalewającej Rzeczpospolitą. Wśród dworów i pałaców, ostoi polskości w Wielkopolsce sprzed odzyskania niepodległości, mój podziw budzi „zwrócony ku przeszłości” pałac w Kopaszewie, pałac w Objezierzu z mottem templariuszy czy dwór w Koźminku – najbardziej urokliwy z oglądanych przeze mnie dworów. Na kolejnych stu pięćdziesięciu stronach albumu Jan Skuratowicz prezentował przykłady potwierdzenia tezy, iż „demonstracyjne stosowanie form uznawanych za narodowe i polskie było na pewno w pełni świadomą manifestacją polityczną”. Swą urodą, proporcjami, harmonią stylu urzekły mnie pałace w Skoraszewicach, Winnej Górze, Lubaszu, Gorzyniu, Dłoni, Górznie, Głębokiem.

Objezierze fot. WikipediaKopaszewo fot. Wikipedia
Kołaczkowo


Polonizacja architektury

poniedziałek, 14 grudnia 2020

Przedwojenni. Zawsze był jakiś dwór


Anna Mieszczanek

 

MUZA - 2020







Rzemiennym dyszlem przez dzieje

      „Bo, jak to w Polsce… zawsze był jakiś dwór” stwierdziła Anna Mieszczanek i przedstawiła czytelnikom historie ziemian zamieszkujących, jak na dotąd, dwory i dworki. Nazwała ich „Przedwojenni” ponieważ wojna i tzw. reforma rolna zmiotły z powierzchni ziemi większość dworów i ich właścicieli. Autorka spełniała się zawodowo jako publicystka, psycholożka, dziennikarka, działaczka antykomunistyczna, nabywając różnorodne doświadczenia życiowe i poszerzając swe horyzonty myślowe. Dzięki czemu uzyskała szeroki ogląd rzeczywistości uprawniający ją do wyrażania opinii na tematy społeczne, np. skutki „dekretu o zabieraniu” właścicielom ich majątków (1944 rok). Bliskie są mi stwierdzenia pisarki edukowanej w PRL-owskiej szkole, gdzie mówiło się o pańszczyźnie i wyzysku chłopów, ale nie słyszało się o wynagradzaniu pracowników folwarcznych za pomocą pensji czy ordynarii. Gdzie przedstawiano klasę panów, obszarników w jak najgorszym świetle, przypisując im rażące wady i uczynki, których nie popełnili. Pomimo komunistycznej indoktrynacji wszechobecnej w środkach przekazu i oczywiście w oświacie, Anna Mieszczanek dostrzegła w powojennej Polsce miejsca pamiętające przedwojenne czasy – szlacheckie dwory, które uratowały się z wojennej i okupacyjnej pożogi. Wydobywszy się „spod propagandowej narracji PRL-u” rozpoczęła wędrówkę, co prawda już nie rzemiennym dyszlem, od dworu do dworu, lecz przez dzieje ziemiaństwa, poznając je z całym dobrodziejstwem… miejscowej społeczności. Owo odkrywanie wspomagane było przez działania znakomitych postaci, dla których ocalenie od zapomnienia wszystkiego, co zachowało się z naszego dziedzictwa kulturowego, stanowiło istotną wartość. Jedni z nich pisali przewodniki krajoznawcze czy naukowe opracowania, a inni upowszechniali tę wiedzę tworząc drukowane i internetowe katalogi. Jedni kupowali zrujnowane posiadłości i odbudowywali je, a drudzy reaktywowali szlacheckie organizacje, nagrywali wywiady z byłymi już ziemianami lub kręcili filmy o nich. Wszyscy oni, również autorka opowieści i zapewne wielu czytelników, „doświadczają tamtego bólu… nie może przecież nie boleć wyrzucenie z domu”. Złotymi zgłoskami zapisały się na kartach historii dworów takie nazwiska, jak Napoleon Orda, Roman Aftanazy, Marek Kwiatkowski, Jerzy Marek Minakowski, Maciej Rydel, Marcin K. Schirmer, Piotr Szymon Łoś.

Dwór rodziny Ordów w NowoszycachDwór w Goszycach w MałopolsceDwór rodziny Rusieckich w Pieniążkowej

czwartek, 3 grudnia 2020

Dwory szlacheckie powiatu aleksandrowskiego


Zbigniew Piotr Sołtysiński

    
  Wydawnictwo „Krukowiak” – 2018





 

 

Odkurzanie z pyłu zapomnienia

     Rezultatem niepohamowanej „ciekawości świata, chęci zgłębiania tajemnic i odkrywania tego, co już nawet odkryte, lecz zapomniane” jest książka autorstwa Zbigniewa Piotra Sołtysińskiego zatytułowana „Dwory szlacheckie powiatu aleksandrowskiego”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa „Krukowiak” z Redcza Kujawskiego. Dla mnie, mieszkanki Ciechocinka w powiecie aleksandrowskim, publikacja ta jest miłym zaskoczeniem. W rozdziale „Katalog dworów…” autor opisał 40 dworów szlacheckich, a w następnym ponad 70 Pozostałych majątków, folwarków i wsi…”. I to wszystko rozmieszczone na 480 km kwadratowych powierzchni powiatu!
     Opracowanie Zbigniewa Piotra Sołtysińskiego nie pretenduje do miana pracy naukowej, gdyż „Ta książka ma służyć tylko odkurzeniu opisywanych obiektów i minionych czasów z pyłu zapomnienia”. Ośmielam się zauważyć, że jej struktura wykracza poza kanony pozycji popularnonaukowej. Słusznie podzielono tekst tomu na część, w której przedłożono teoretyczną podbudowę zagadnienia dworów szlacheckich oraz na część właściwą zawierającą szczegółowe zestawienia owych obiektów z terenu powiatu aleksandrowskiego. Wywodząc istnienie dworów od czasów staropolskich, pisarz zamieścił interesujące studium historyczne na temat Rzeczypospolitej Sarmackiej, rozwoju kultury szlacheckiej i jej kondycji w Drugiej Rzeczypospolitej oraz zagłady ziemiaństwa po 1939 roku. W tak szerokim kontekście historycznym autor osadził dwór pojmowany jako ośrodek życia społecznego, gospodarczego, kulturalnego całej okolicy, a nie tylko jako siedzibę właścicieli majątku.
     Opisy dworów w części katalogowej książki zawierają uwagi o architekturze budowli, zagospodarowaniu jego otoczenia (park, folwark), dziejach dworu aż do czasów współczesnych oraz o losach ich właścicieli. Celem ułatwienia zrozumienia pierwszego zagadnienia na końcu publikacji znalazł się Słownik terminów architektonicznych, a bezpośrednio przed nim Indeks nazwisk oraz Indeks osób upamiętnionych w Polskim Słowniku Biograficznym.

Waganiec Siniarzewo Łówkowice

środa, 11 listopada 2020

Dwór, pejzaż okaleczony




 Joanna Sypuła-Gliwa

 
 LTW 2007

 
 
 
 

Nie oceniaj książki po okładce

     Patrząc na okładkę ozdobioną zdjęciem pałacu we Włostowie, sprzed wojny oraz po wojnie, okupacjach i PRL-owskiej dewastacji, spodziewałam się kolejnej książki o martyrologii polskich dworów. Książki, której treść mogła mnie wprawić w melancholijny nastrój. Zagładę polskiego ziemiaństwa odczuwam, jako osobistą krzywdę i klęskę wyrządzoną całemu naszemu narodowi, niepowetowaną stratę, której skutki pozostaną z nami na zawsze. Unicestwienie elity narodu, dziedzictwa materialnego i duchowego zadało Rzeczypospolitej cios, po którym podniosła się mocno poturbowana, okaleczona, jak chce Joanna Sypuła-Gliwa – autorka pozycji zatytułowanej „Dwór, pejzaż okaleczony”.
Jakże myliłam się w mojej opinii. „Nie oceniaj książki po okładce” – wiem już na pewno!
     Publikacja absolwentki Wydziału Historycznego Uniwersytetu im. Józefa Piłsudskiego w Warszawie okazała się lekturą ze wszech miar niezwykłą, zarówno z uwagi na treść, jak i sposób jej prezentacji. W dalszej części skupię się na kilku aspektach, jakie uważam za wiodące dla ukształtowania mojej opinii o wartościowym tekście

Szaniec patriotyzmu

     Dzieje dziesięciu ziemiańskich siedzib i koleje losu ich właścicieli pisarka poprzedziła znaczącym szkicem pt. „Pejzaż okaleczony”. O tym, jak bardzo leży jej na sercu problematyka polskiego dworu świadczy fakt umiejętnego nagromadzenia na dwudziestu stronach tekstu pokaźnej ilości zagadnień dotykających meritum. Ostatni rozdział tomu, „Epitafium dworu”, bardzo udanie spiął klamrą opisane przez miłośniczkę przeszłości historie rodowych posiadłości – ostoi wartości i tradycji. W przepojonej liryzmem wypowiedzi autorka złożyła hołd arcydziełu polskiego stylu narodowego. Akcentując historyczne znaczenie mateczników polskości tworzyła obrazy i ujmowała w słowa myśli, których bohaterem był „szaniec patriotyzmu i sanktuarium hasła: «Bóg, honor i ojczyzna»”. 
 
Tuczno Wichlińskich fot polskiezabytki.pl

  
Tuczno Wichlińskich fot polskaniezwykla.pl


środa, 14 października 2020

Ziemiański savoir-vivre

Bal w Hotelu Eoropejskim Luty 1939

 Tomasz Adam Pruszak

 PWN 2014







Świadomość dworu

     Przodkowie Tomasza Adama Pruszaka, właściciele majątków w Orońsku i Wośnikach na Mazowszu, z pewnością przekazali swemu potomkowi oprócz szlachetnych genów wewnętrzne poczucie przynależności do elity naszego narodu. Wybór historii sztuki jako centrum swych zainteresowań i badań naukowych wydaje się oczywisty dla sukcesora ziemiańskiej tradycji. Po pozycjach poświęconych ziemiańskiemu świętowaniu przyszła kolej na „Ziemiański savoir-vivre”, która to książka dopełniła wizerunek polskich wyższych sfer utrwalony przez autora. We wstępie do pracy pisarz wyraził swe obawy w kwestii przetrwania „subkultury ziemiańskiej”, uwarunkowanego posiadaniem „świadomości dworu” u młodego pokolenia. Wyjaśnił też cel publikacji, którym jest „podtrzymanie lub odnowienie swej tożsamości kulturowej” przez młodsze pokolenia, którym należy przekazać tradycyjne wartości i zasady wyznawane od stuleci przez wyższe warstwy społeczeństwa Rzeczypospolitej. Naukowość i dociekliwość badawcza w książce Tomasza Adama Pruszaka przeplata się z interesującą gawędą mistrza etykiety.
  

Ziemiański etos

     Analiza naukowa zagadnienia „ziemiańskiego savoir-vivre” zaprezentowana przez historyka odnosi się nie tylko do przeszłości polskich elit, których zagłada dokonała się w latach 1939-45, ale także do ocalałych cudem ziemian i ich potomków żyjących w czasach powojennych aż do współczesnych. Tomasz Adam Pruszak będąc znawcą obyczajów klas wyższych ujął w rzeczonej publikacji zagadnienia savoir-vivre przekrojowo, czyniąc je pretekstem do przedstawienia szeroko rozumianego stylu bycia dobrze urodzonych, ale także istoty szlachectwa, wychowania i kształcenia dzieci czy urządzania wnętrz rodowych siedzib. Dużo miejsca przeznaczył na omówienia relacji międzyludzkich, a w tym życie rodzinne, towarzyskie i kontakty ze służbą.
     Podzielam punkt widzenia historyka, który sugeruje dostosowywanie ziemiańskiego stylu życia do współczesnych warunków. Nadmienił w swej pracy, iż przyszłość tej warstwy uzależniona jest od umiejętności kierowania się stosownym etosem przez potomków szlachty i arystokracji. A dalej zaznaczył, że korzystne dla ciągłości i zwartości tej grupy społecznej byłoby funkcjonowanie w kręgach rodzinno-towarzyskich własnej sfery.
 

czwartek, 24 września 2020

Peczara

Kaplica grobowa Potockich 

 Janina Zofia z Potockich Potocka,

 

 Zofia Barbara Potocka

 LTW 2014

 

 

Człowiek jest pstrokacizną

     Dziennik i wspomnienia pań Potockich (matki i córki) wydano razem pod wspólnym tytułem „Peczara”. Choć bardzo różne pod względem formalnym i stylistycznym, niosą podobne przesłanie – za sprawą barbarzyńskich najeźdźców i okupantów wszelkiej maści dokonała się zagłada polskich dworów i pałaców oraz ich właścicieli – ziemiaństwa i arystokracji. Janina Zofia konstatowała w Ołyce u Radziwiłłów „następuje przełom ostateczny między świetną przeszłością, na której stypie myśmy się zebrali, a przyszłością groźną i szarą zarazem”. W swym dzienniku z lat 1914-1919 opowiedziała, jak żyły u schyłku cywilizacji „Najpiękniejsze rody naszego kraju, najbardziej zasłużone, a noszące na sobie skutki win i pomyłek praojców”. Kres temu światu położyła Wielka Wojna, w której wszyscy walczyli ze wszystkimi, zmieniały się fronty, ewoluowały sojusze, wymieniali się zwycięzcy. Autorka szeroko rozpisywała się o przerażającym obliczu wojny kreśląc sugestywne obrazy „Na szosie korowód niezliczony uciekinierów… Krzyki, przekleństwa, płacz dzieci i kobiet, ryk zwierząt”. W lakonicznych zdaniach ujmowała ogrom spustoszeń, jakie stały się wojenną rzeczywistością „Kraj stał się pustynią, a na tej pustyni szaleje wszystko co najgorsze w rozbestwionym człowieku. Pijaństwo, grabież i mordy”.
     Główne miejsce we wspomnieniach arystokratki zajęła tytułowa Peczara – rezydencja Potockich z folwarkiem i wsią, położona nad brzegiem Bohu na Podolu. Trzy pogromy Peczary rozpoczęły się grabieżami zimą roku 1917/18. Później było znacznie gorzej. Spalono i zniszczono wszystko – i pałac, i folwark. Jakże tragicznie brzmią opisy peczarskiej apokalipsy, jaki wyszły spod pióra Janiny Zofii „Życie ucieka. Świat ucieka, bo wszystko, co na nim kochałam i kocham, ginie, znika”. Autorka tych słów w nieludzkich czasach terroru i bezprawia zauważyła, iż „Człowiek jest pstrokacizną… pstrokaciznę uczuć, wrażeń, myśli pokrywa skorupa polerowana dobrego wychowania, taktu, miłości własnej”.

Szlacheckie dwory i pańskie rezydencje

     Córka Janiny Zofii – Zofia Barbara – podzieliła się z czytelnikami wspomnieniami spisywanymi w wieku dojrzałym, z dużej perspektywy czasowej w stosunku do przywoływanych wydarzeń. Część książki autorstwa córki jest nieco mniej osobista, natomiast zawiera bardzo dużo refleksji i rozważań na tematy ogólniejsze, choć widziane przez pryzmat własnej rodziny, rodowej rezydencji oraz osobistych doświadczeń. Z mojego punktu widzenia szczególnie cenne rozdziały przybliżają współczesnym czytelnikom specyfikę wielkich kresowych majątków z pałacami, folwarkami, wsiami, w których żyły i pracowały pokolenia Polaków. Pamiętnikarka zaprezentowała systematyczny przegląd tematyki życia w polskich dworach: od wychowania dzieci, przez codzienne zajęcia i prace, organizację dworu i jego pracowników, formy świętowania wśród ziemian i chłopów przy patriarchalnym stosunku dworu do wsi. Moją uwagę przyciągnął fragment, w którym autorka scharakteryzowała istotę Kresów Rzeczypospolitejwspomnienia o dawnych «polskich czasach», mogiły i kurhany rozsiane po polach całego kraju, miejscowości związane z historią Polski i ich nazwy, stare klasztory i kościoły, szlacheckie dwory i pańskie rezydencje… wszystko tu wspominało o minionej chwale”. Dostrzegając subtelne różnice występujące między oddalonymi od siebie kresowymi siedzibami zauważyła wspólną cechę tych siedlisk, którą z pewnością była: „gorąca miłość i przywiązanie do tego kraju, głębokie poczucie, że ten kraj to Polska”.

Pałac w Peczarze 1914

 

wtorek, 15 września 2020

Taniec na wulkanie

Daisy Hochberg von Pless Daisy Hochberg von Pless 


 ARCANA 2005








Czego Daisy nie przemilczała

     „Taniec na wulkanie” to pierwszy tom wspomnień autorstwa Daisy Hochberg von Pless, opublikowanych w 1928 roku. Drugi pt. „Lepiej przemilczeć” ukazał się w 1931 r., a ostatni zatytułowany „Co przemilczałam” w roku 1936. Trylogia ta w dużej mierze opierała się na prowadzonych przez księżnę prywatnych pamiętnikach oraz jej licznej korespondencji z członkami szeroko rozumianej rodziny i wielkimi tego świata. Dzieje angielskiej arystokratki wydanej za mąż za potomka trzeciego rodu Niemiec, jakie wyłoniły się z kart książki, nie były jednak historią jak z bajki. Młoda angielska narzeczona napisała później „nie zdawałam sobie wówczas z tego sprawy, że zostałam po prostu kupiona”. Pani na zamkach w Książu i Pszczynie posiadała wszystko i mogła wszystko. No, prawie wszystko… Jej małżeństwo z Janem Henrykiem XV Hochbergiem von Pless nie było szczęśliwe, ale przetrwało trzydzieści lat i dało rodzinie trzech wspaniałych synów - Hansela, Lexela i Bolka - (córka zmarła w niemowlęctwie). Niestety, zakończyło się rozwodem.

"Dałam rannym szampana"

     Jedna z najpiękniejszych dam ówczesnej Europy była kobietą wyjątkową i takież samo było jej życie. Pisane przez Daisy von Pless pamiętniki stanowią nieoceniony materiał źródłowy dla historyków. Zawierają one obraz życia kobiety poślubionej pruskiemu księciu, relacje z rodzinnych wydarzeń, licznych podróży po Europie i świecie, a także zakulisowych intryg, rozmów, działań. Co więcej, przedstawiono w nich sytuację polityczną w Europie w przededniu wybuchu Wielkiej Wojny i w jej trakcie. Jakże trafnie w lipcu 1914 roku Daisy von Pless przestrzegała „wszyscy tańczycie na wulkanie” (stąd tytuł omawianego polskiego wydania). Kompleksowe ujęcie tematyki epoki fin de siècle przez światłą i inteligentną osobę, a nade wszystko świadka i uczestnika życia społecznego i politycznego na szczytach Europy wydają się być głównym walorem publikacji. Miejscami wspomnienia księżnej wydają się zbyt infantylne, gdy przewiduje, iż „każdy, kto przeczyta książkę, polubi mnie”. W zwrotach typu „Ponownie ostrzegam cesarza” czy „Zwróć Alzację i Lotaryngię Francuzom, Wasza Wysokość” pojawiały się natomiast zwiastuny dowodzące przesadnego mniemania księżnej w kwestii własnej sprawczości. Szczerość autorki pozwoliła nam, czytelnikom, ujrzeć pojawiające się niekiedy jej oderwanie od rzeczywistości, nawet tej wojennej, w której w pewnym sensie uczestniczyła. Podczas wizyty w szpitalu dla wojskowych „Dałam rannym szampana… i zaproponowałam wino dwa razy w tygodniu”. No, cóż, jej mąż Jan Henryk XV Hochberg ciągle jej powtarzał, aby zachowywała się po książęcemu

Rodzina Hochberg von Pless
Daisy von Pless ze słynnym sznurem pereł